Rz: Moda na wysiłek fizyczny trwa w najlepsze. Po bieganiu kolej przyszła na triathlon. Próbował pan swych sił w tej morderczej kombinacji pływania, jazdy na rowerze i biegania?
Paweł Januszewski: To dobre słowo – próbowałem. Wokół triathlonu unosi się pewna magia. Triathlonistów uważa się za żelaznych ludzi, co na pewno wiele osób przyciąga do tej kombinacji. Fakty są takie, że nawet otyłość nie przeszkadza w ukończeniu krótkiego triathlonu. Na pewno na popularność tych zawodów wpływa podejście organizatorów, którzy otworzyli się także na amatorów i nie organizują już tylko żelaznego triathlonu (Iron Man: 3,8 km pływania, 180 km rowerem i 42 km biegu), ale także wyścigi na krótszych dystansach.
Trudno przygotować się do triathlonu?
Przygotowania rzecz jasna muszą opierać się na sukcesywnej pracy, ale ich urozmaicenie jest jedną z przyczyn popularności triatlonu. Jak pada deszcz, to zamiast biegać, idzie się na basen popływać, a jak bieganie się znudzi, to można przerzucić się na rower.
Od lat prowadzi pan akcję „Biegam, bo lubię". Łatwo było wyciągnąć Polaków sprzed telewizorów?