Dyrektorka szkoły policealnej w Białymstoku brała łapówki za przyznawanie comiesięcznych premii kadrze pedagogicznej, za awanse i nagrody dla nauczycieli. Swoją cenę miało u niej także przedłużanie umów o pracę czy posady dla nowych pracowników.
Łapówki miały sięgać od 10 proc. do nawet połowy wartości nauczycielskiej gratyfikacji. Razem uzbierało się kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Lekarz z Rybnika brał pieniądze za wypisywanie lewych zwolnień. – Kwoty były niewielkie, do 50 zł, przyjmował także alkohol. Za to proceder miał masowy charakter – mówi Tadeusz Żymełka, rybnicki prokurator rejonowy.
Diagności na Dolnym Śląsku za łapówki co najmniej kilkadziesiąt razy załatwili fikcyjne przeglądy pojazdów. Kierowcy, a i to nie wszyscy, tylko przynosili do stacji diagnostycznej dowód rejestracyjny, by dostać pieczątkę.
To historie z pierwszego półrocza tego roku. Niemal banalne. – Korupcyjka – mówi o takich sprawach jeden z prokuratorów. Problem w tym, że liczba ujawnionych tego rodzaju przestępstw w ciągu zaledwie roku zwiększyła się czterokrotnie.