Keogh uznała, że jest to forma dyskryminacji płciowej - ponieważ tzw. housing benefit, czyli świadczenie mające pomóc w opłacie kosztów mieszkania znacznie częściej pobierają samotne kobiety, niż samotni mężczyźni. Sąd podzielił jej opinię.
BBC pisze, że Keogh jest jedną z wielu osób które, z powodu pobierania świadczeń socjalnych, mają problem z wynajęciem mieszkania. Sondaż przeprowadzony wśród 1137 prywatnych najemców w 2017 roku wykazał, że 43 proc. z nich nie chce wynajmować mieszkania osobom korzystającym z pomocy państwa, a kolejne 18 proc. woli nie wynajmować mieszkania takim osobom.
Praktyka ta doprowadziła do powstania stref, w których osoby pobierające zasiłki nie mają żadnych szans na zamieszkanie - dotyczy to zwłaszcza dzielnic uznawanych za "prestiżowe".
Sprawa Keogh rozpoczęła się w maju 2016 roku, kiedy to kobieta chciała wynająć mieszkanie, ale sprawa upadła, gdy agent agencji nieruchomości odkrył, że pobiera ona tzw. housing benefit (zasiłek pozwalający pokryć koszty związane z opłatami za mieszkanie). Dla agenta nie miało znaczenia, że w przeszłości kobieta nigdy nie spóźniała się z opłatami za czynsz w wynajmowanym mieszkaniu.
- Poczułam, że muszę coś z tym zrobić. Czułam się jak obywatel drugiej kategorii - wspominała Keogh.