Kryzys na granicy z Białorusią. Miotaczem z plecaka w tłum

Oślepianie laserem, rzucanie granatów hukowych, strzały z broni sygnałowej – białoruskie służby nie kryją, że inspirują migrantów.

Aktualizacja: 18.11.2021 20:59 Publikacja: 17.11.2021 19:03

Migranci przy granicy przegrupowują się i wciąż ich przybywa

Migranci przy granicy przegrupowują się i wciąż ich przybywa

Foto: PAP/EPA

Kolejny dzień pokazał, że konflikt na granicy eskaluje, a strona białoruska, wykorzystując imigrantów, sięga po coraz ostrzejsze środki. W atakach widać desperację i rosnącą agresję, którą sterują białoruskie służby. Chroniący granicy polscy funkcjonariusze chcą mieć szersze uprawnienia, m.in. „plecakowe miotacze substancji obezwładniających".

Gorące potyczki

W środę doszło do 161 prób nielegalnego przekroczenia granicy (ok. 40 osobom się udało, zostały zatrzymane i cofnięte). Grupa ok. 100 osób w Dubiczach Cerkiewnych, która próbowała się przedrzeć, obrzuciła polskie służby gradem kamieni i butelkami. Niszczono zasieki, a białoruskie służby użyły granatów hukowych.

– Atakujący, głównie młodzi ludzie, byli bardzo agresywni. Jawnie pomagały im białoruskie służby, oślepiając naszych funkcjonariuszy laserami i latarkami – mówi Anna Michalska, rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej.

Dobrze, że woda z armatek jest ze środkiem barwiącym, bo to pozwala wyłapać prowokatorów z tłumu

Generał Adam Rapacki

Grupa, która koczowała w okolicach przejścia granicznego w Bruzgach, pod nadzorem białoruskich służb spakowała się i zaczęła opuszczać obozowisko. Z torbami i plecakami szli w głąb lasu, wśród nich byli ludzie w mundurach – Przegrupowują się, nie wiemy, jakie plany mają wobec nich władze białoruskie – stwierdziła Michalska.

Według Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji mogą to być przygotowania do kolejnej prowokacji. Ale niewykluczone, że w związku z zapowiedzią z Iraku, że 18 listopada ten kraj urządzi pierwszy lot dla tych, którzy chcą wrócić do kraju, reżim Łukaszenki organizuje im transport na lotniska.

Nowe środki

Nie zmienia się taktyka polskich służb chroniących granicę, ale środki, po które sięgają, już tak. Na pierwszej linii są „białe kaski" – policjanci. Wcześniej odpierali ataki głównie za pomocą tarcz wypychając tłum, później użyli armatek wodnych, dopuszczalne jest też użycie gazu pieprzowego. – Nie mamy sztywnych wytycznych. Dowódcy obserwują sytuację i na bieżąco decydują, co zastosować – wskazuje nam jeden z oficerów służb.

Czytaj więcej

Białoruś ograniczyła dostawy ropy do Polski. Jesteśmy przygotowani

Policja ma broń gładkolufową. Może jej użyć w odpowiedzi na agresję tłumu, choć nie celuje w głowy.

Więcej uprawnień chcą mieć pogranicznicy. Nowe przepisy ustawy o ochronie granicy rozszerzają katalog środków tzw. przymusu bezpośredniego o „plecakowe miotacze substancji obezwładniających". Mają spory zasięg i siłę.

– Musimy się przygotować na to, że sytuacja na polsko-białoruskiej granicy nie rozstrzygnie się szybko. Musimy przygotować się na kolejne miesiące. Mam nadzieję, że nie na lata – mówił w środę w Programie Pierwszym Polskiego Radia minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.

Błędy strategiczne

Gen. Adam Rapacki, były wiceszef MSWiA, odpowiedzialny za służby uważa, że w obecnej sytuacji to dobrze, że na granicy pierwszy ciężar działań wzięła na siebie policja.

– Mamy do czynienia z tłumem, który atakuje kamieniami, żelastwem i czym się da. Do takiej walki są w pierwszej kolejności przygotowane oddziały prewencji policji, po niej Straż Graniczna i Żandarmeria Wojskowa. Mam szacunek dla tych służb za to, co robią, bo są w trudnej sytuacji – mówi gen. Adam Rapacki.

Czytaj więcej

Druga rozmowa Merkel - Łukaszenko. Negocjacje przeniesione do Brukseli

Jak ocenia, armatki wodne i gaz pieprzowy są bezpieczne, nie zrobią krzywdy. – Dobrze, że woda z armatek jest ze środkiem barwiącym, bo to pozwala wyłapać prowokatorów z tłumu – zaznacza gen. Rapacki.

O ile jednak pozytywnie ocenia działania służb, o tyle co do podejścia „strategicznego" uważa, że rządzący popełnili kardynalne błędy. Bo wiedząc, co już wiosną dzieje się na Litwie, Polska powinna się przygotować dużo wcześniej, sprawę „umiędzynarodowić" i zaangażować Frontex.

– Niech nie ściemniają, że Frontex to grupa urzędników. To sztab ludzi doświadczonych w problemach migracyjnych, w ochronie granicy. To Włosi, Hiszpanie, Grecy, Polacy, „mózgi" z pomysłami. Druga korzyść: problem staje się problemem unijnym, a nie tylko polskim – zaznacza gen. Rapacki. Za błąd uważa też brak mediów po polskiej stronie.

Kolejny dzień pokazał, że konflikt na granicy eskaluje, a strona białoruska, wykorzystując imigrantów, sięga po coraz ostrzejsze środki. W atakach widać desperację i rosnącą agresję, którą sterują białoruskie służby. Chroniący granicy polscy funkcjonariusze chcą mieć szersze uprawnienia, m.in. „plecakowe miotacze substancji obezwładniających".

Gorące potyczki

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Ponad połowa Polaków nie chce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach
Społeczeństwo
Poznań: W bibliotece odkryto 27 woluminów z prywatnych zbiorów braci Grimm
Społeczeństwo
Budowa S1 opóźniona o niemal rok. Powodem ślady osadnictwa sprzed 10 tys. lat
Społeczeństwo
Warszawa: Aktywiści grupy Ostatnie Pokolenie przykleili się do asfaltu w centrum
Społeczeństwo
Afera Collegium Humanum. Wątpliwy doktorat Pawła Cz.