Do porwania doszło w piątek. Marcin Frymus przyjechał z kolegą do Ratowic pod Wrocławiem, gdzie mieszka jego 26-letnia partnerka. W pewnym momencie – jak opowiada kobieta – porwał dziecko z wózka. W tym czasie kolega przytrzymywał matkę chłopca za ręce. Gdy udało jej się wyswobodzić, partner zaatakował ją gazem.
– Podczas obdukcji stwierdzono u kobiety obrażenia. Nie są one poważne – mówi Małgorzata Klaus, rzecznik wrocławskiej prokuratury.
Przez weekend dolnośląska policja szukała ciemnego bmw, którym Frymus odjechał z synem. Odnaleźli się w Belgii. Tamtejsza policja, na prośbę wrocławskiej prokuratury, zleciła zbadanie dziecka. – Nic mu nie jest – uspokaja prokurator Klaus.
Przyznaje, że w tym wypadku trudno mówić o porwaniu, bo ojciec ma pełnię praw rodzicielskich. Mieszkał przez jakiś czas z partnerką, płacił na utrzymanie syna ok. 350 zł miesięcznie. Niedawno jednak sąd przyznał matce alimenty w wysokości 1000 zł miesięcznie. To zdaniem kobiety mogło sprowokować Frymusa do porwania dziecka.
Wrocławska prokuratura postawiła mu dwa zarzuty: narażenia Aleksa na utratę zdrowia i życia oraz użycie przemocy wobec matki dziecka. Za każdy grozi do trzech lat więzienia. Ale pierwszy zarzut, jak przyznają nieoficjalnie prokuratorzy, może upaść, bo chłopiec jest zdrowy.