Jak się okazało, pakunek bez wiedzy podróżnego podrzucili mu jego rodacy – spece od bezpieczeństwa – w ramach ćwiczeń. Miały one na celu poddanie próbie czujności służb lotniskowych Słowacji, w szczególności psów wykrywających materiały wybuchowe. Osiem innych tego rodzaju pakunków psie służby wykryły, ale jeden uszedł ich uwadze i trafił na pokład samolotu do Dublina.

– To była głupia pomyłka wynikająca z braku profesjonalizmu – tłumaczyło słowackie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w oficjalnych przeprosinach. MSW uspokajało zarazem, że pakunek nie stanowił zagrożenia, bo prócz RDX nie było w nim innych składników niezbędnych do wywołania eksplozji.