Twierdzi, że ktoś się pod niego podszywa – pisał „Kurier Lubelski” – i podaje kontrolerom jego dane. Zgłosił więc sprawę do prokuratury, ale ta chyba nie dała wiary jego słowom.
– Na razie przekazaliśmy sprawę biegłym od pisma ręcznego, by wykluczyć, że na mandacie jest podpis pana Nowaka. Opinia będzie gotowa do końca marca – mówi „Rzeczpospolitej” Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Jacek Nowak twierdzi, że padł ofiarą nieskutecznych metod ścigania gapowiczów. Pasażer bez biletu – podobnie jak każdy inny obywatel Polski – nie ma bowiem obowiązku noszenia przy sobie dokumentów. Wpisuje więc swoje dane do protokołu ustalenia danych personalnych i potwierdza je odręcznym podpisem. Zazwyczaj nikt nie sprawdza, czy podpisuje się własnym nazwiskiem.
Prawo przewozowe pozwala wprawdzie kontrolerowi na wezwanie policjanta, aby pomógł ustalić tożsamość gapowicza, ale rzadko się z tego korzysta.
– Każdorazowe wzywanie policji jest w praktyce niewykonalne. Nie możemy zresztą zakładać, że każdy, kto akurat nie ma przy sobie dokumentów, chce nas oszukać – przekonuje Justyna Góźdź z Zarządu Transportu Miejskiego w Lublinie.