Trzy lata temu Dustin Dibble próbował wrócić do domu z zakrapianego spotkania ze znajomymi. Niestety, gdy dotoczył się już na peron nowojorskiego metra, spadł na tory. Tam uderzył go pociąg, ucinając prawą nogę poniżej łydki. I choć Dustin sam przyznaje, że był tak pijany, że samego wypadku nawet nie pamięta, oskarżył metro o zaniedbanie i zażądał kilku milionów dolarów odszkodowania.
Adwokaci przedsiębiorstwa transportu miejskiego przekonywali, że całą winę za tragedię ponosi Dibble, bo sam naraził się na niebezpieczeństwo. Dowodzili też, że maszynista był przekonany, iż na torach leżą jakieś śmieci, a gdy zobaczył, że to człowiek, nie był już w stanie wyhamować.Dustina reprezentował jednak Andrew J. Smiley z położonej na Manhattanie kancelarii Smiley & Smiley, która specjalizuje się w walce o gigantyczne odszkodowania za obrażenia poniesione podczas wypadków samochodowych, w wyniku katastrof budowlanych czy błędów medycznych. Przekonał ławę przysięgłych, że gdy maszynista z odległości ponad 50 metrów zobaczył, że „coś” leży na torach, powinien natychmiast zacząć hamować.
– Temu wypadkowi można było zapobiec. Maszynista mógł i powinien zatrzymać pociąg – podkreślał Andrew J. Smiley. – Oni są specjalnie szkoleni, by uważać na ludzi na torach..., a jak wiadomo nocą ludzie bywają pijani – mówił, cytowany przez CNN.
Członkowie ławy przysięgłych dali się przekonać. Stwierdzili, że Dibble powinien dostać 3,5 mln dolarów odszkodowania, lecz ponieważ – ich zdaniem – w 35 procentach był on jednak odpowiedzialny za własną tragedię, obniżyli tę kwotę do 2,3 mln dolarów.
Tak wysoka kwota odszkodowania i tak wywołała jednak ogromne kontrowersje. Burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg stwierdził, iż wyrok jest dla niego niezrozumiały. „Myślę, że wielu z nas powinno być nieco bardziej odpowiedzialnych za własne czyny” – powiedział cytowany przez „New York Post”.