- Był moment, że sytuacja stała się podbramkowa - potwierdza zastępca komendanta policji w Limanowej podinspektor Tadeusz Stachak, który był na ulicy Witosa, gdzie doszło do awantury. - To nie jest jednorazowe zajście, ale konflikt, który trwa już dosyć długo.

Nastroje były tak wrogie, że przed bloki wyszli mieszkańcy osiedla, którzy chcieli rozpocząć bójkę. Interweniowali policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Krakowie. Mieszkańcy zamierzali bowiem wziąć sprawy kłótni polsko-romskiej w swoje ręce.

– Wyszłam na spacer i zaatakował mnie pies rodziny romskiej. Jego właściciel również zachowywał się agresywnie. Na szczęście sąsiedzi stanęli w mojej obronie - opowiedziała początek zajścia poszkodowana kobieta portalowi [link=http://limanowa.in]limanowa.in[/link]. Kilkudziesięciu Polaków chciało "wymierzyć sprawiedliwość" rodzinie romskiej. Jak się zresztą okazało, po stronie polskich mieszkańców osiedla byli również niektórzy Romowie. Uważają bowiem, że to problem z jedną tylko agresywną rodziną D.

Także jej dotyczył konflikt, jaki wybuchł w Limanowej w listopadzie 2009 roku. Romowie koszem i siekierą ranili wówczas Polaków. Konflikt został załagodzony po tzw. okrągłym stole, zorganizowanym przez biskupa Wiktora Sworca. Teraz niektórzy mieszkańcy osiedla obawiają się, że interwencja policji tylko pogłębi niesnaski. Nawet, jeśli ostatecznie nikt nie ucierpiał w czasie awantury i nikogo nie zatrzymano.

- Ktoś rzucił nawet podpaloną butelkę z benzyną, w ruch poszły też kamienie - relacjonują jednak świadkowie kłótni. Podinspektor Stachak zaprzecza jednak, by doszło do bójki. - jakieś butelki rzucano, ale bijatyki nie było - zapewnia.