Rząd zmniejsza naszą wolność

Koalicja PO - PSL stopniowo ogranicza prawa obywateli. Utrudnia demonstrowanie, dostęp do informacji, próbuje cenzurować Internet, zwiększa liczbę podsłuchów

Aktualizacja: 15.09.2012 11:41 Publikacja: 14.09.2012 19:55

Ustawa o zgromadzeniach była reakcją na zadymy z 11 listopada. Ogranicza jednak prawa człowieka

Ustawa o zgromadzeniach była reakcją na zadymy z 11 listopada. Ogranicza jednak prawa człowieka

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Głosząca wolność obywatelską Platforma od 2007 r. uderza w jej podstawy. - Nie daje się tego nie zauważyć. Niestety, Polska należy do krajów, w których aktywność obywateli jest bardzo mała, a władza jeszcze stawia jej tamę - ocenia w rozmowie z „Rz” dr Arkadiusz Radwan, prezes Instytutu Allerhanda, prawnik. - Czynią to partie, które w nazwie mają „obywatelska” i „ludowe”. Ani ze społeczeństwem obywatelskim, ani z ludem ich działania nie mają nic wspólnego - dodaje.

Przykładów nie trzeba długo szukać. W piątek Sejm przyjął prezydencką ustawę nowelizującą zasady organizacji manifestacji. Zgodnie z nowymi przepisami władze będą miały prawo wydać zakaz organizacji demonstracji, jeśli w tym samym miejscu wcześniej została zgłoszona inna.

- Jak ktoś chce manifestować, to nie po to, by przekrzykiwać się z kontrmanifestacją - przekonuje poseł Ireneusz Raś, członek władz krajowych PO.

Ale działacze społeczni i związkowi przekonują, że to tylko pretekst do ograniczania podstawowej wolności obywatelskiej - prawa do publicznego wyrażania swoich poglądów.

- Jestem w stanie sobie wyobrazić, że na wieść o antyrządowej manifestacji natychmiast partyjna młodzieżówka zgłasza pikietę w tym samym miejscu, a władza pod pretekstem, że to zgłoszenie było wcześniejsze, zakazuje opozycji jej zorganizowania - wytyka Marek Lewandowski, rzecznik „Solidarności”.

A to tylko wierzchołek góry lodowej. Oburzeni internauci jako przykład łamania praw człowieka i zamach na wolność słowa wskazują też działania państwa wobec Roberta Frycza, twórcy strony Antykomor.pl, na której kpił z prezydenta Bronisława Komorowskiego. W piątek został skazany na 15 miesięcy ograniczenia wolności za znieważenie prezydenta. W maju ubiegłego roku do mieszkania młodego człowieka wtargnęli funkcjonariusze ABW. Został potraktowany jak groźny terrorysta, funkcjonariusze przeszukali jego mieszkanie, zabrali laptopa i cyfrowe nośniki danych.

Partia rządząca już wcześniej miała zakusy na ograniczanie wolności słowa. Dwukrotnie koalicja PO - PSL próbowała doprowadzić do wprowadzenia cenzury Internetu. Pierwszy raz przy okazji prac nad ustawą hazardową, gdy urzędnicy Tuska chcieli wprowadzić rejestr stron zakazanych. Dawał on urzędnikom możliwość dowolnego blokowania stron, o których uznaniowo decydowaliby, że zawierają treści sprzeczne z prawem. Drugi raz przy okazji nowelizacji ustawy medialnej. Próbowano wtedy wprowadzić obowiązek rejestracji stron, na których umieszczano filmy wideo. Pełną kontrolę nad tym miałaby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, w której większość mają ludzie rekomendowani przez PO. W obu przypadkach protesty internautów okazały się czasowo skuteczne.

- Mamy do czynienia z próbami ograniczania praw obywatelskich czy lekceważenia społecznych inicjatyw. Lekceważone są konsultacje społeczne, obywatelskie projekty ustaw. No i nie można zapomnieć o tzw. poprawce Rockiego - mówi „Rz” Katarzyna Sadło, prezes Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.

We wrześniu 2011 r., późno w nocy Senat przyjął poprawkę do ustawy o dostępie do informacji publicznej zgłoszoną przez senatora PO Marka Rockiego. Dawała ona urzędnikom pretekst do odmowy udzielenia informacji publicznej „ze względu na ważny interes państwa”. A Sejm ją przyjął, mimo że organizacje pozarządowe i media wskazywały, że doprowadzi ona do blokady informacji o działaniach przedstawicieli organów władzy. W kwietniu 2005 r. Trybunał Konstytucyjny uznał nowelizację za sprzeczną z konstytucją. Jednak tajemnicą poliszynela jest, że PO wznowiła nad nią prace. Kilka miesięcy temu konsultacje społeczne dotyczące zmian w tej ustawie organizował minister Michał Boni.

Próbom ograniczenia praw obywatelskich towarzyszy coraz większa inwigilacja społeczeństwa przez policję i służby specjalne. Jak informowała w piątek „Gazeta Wyborcza”, tylko w ubiegłym roku łącznie ok.  tys. razy dziennie policja, służby specjalne, prokuratury i sądy zwracały się do operatorów telekomunikacyjnych o udostępnienie billingów. Łącznie złożono1,8 miliona wniosków.

- Problemem jest nie tylko to, co rząd robi, ale też czego nie robi. Wielokrotnie bowiem premier Tusk obiecywał, że ureguluje na przykład poprzez ustalenie zakresu spraw, w których byłoby to możliwe, kwestie dostępu do billingów, ale nigdy tego nie zrobił - mówi dr Adam Bodnar, członek zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

W 2010 r. policja i pozostałe służby skierowały wnioski o zgodę na podsłuchiwanie rozmów wobec 6723 osób. Dane za rok ubiegły nie są znane. Ale niedawno w rozmowie z dziennikarzami „Wprost” syn premiera Michał Tusk miał ponoć powiedzieć, że jego ojciec obawia się, iż sam jest podsłuchiwany.

Lekceważone są konsultacje społeczne i obywatelskie projekty ustaw

Warto też przypomnieć, że już w 2009 r. koalicja PO - PSL przepchnęła nowelizację ustawy o zarządzaniu kryzysowym, w której znalazł się - jak alarmowała wówczas „Rz” - przepis umożliwiający ABW dostęp do dokumentów i informacji w firmach zarządzających tzw. infrastrukturą krytyczną: energetyką, wodociągami, transportem i telekomunikacją.

- Znamienne jest, że to wszystko dzieje się z inicjatywy partii, która idąc do wyborów, na sztandarach miała hasło wolności - komentuje dr Jacek Kloczkowski, politolog z Ośrodka Myśli Politycznej. Jego zdaniem sytuacja staje się niepokojąca. - Jeszcze za wcześnie, żeby bić na alarm, ale media powinny sytuację monitorować - mówi.

Głosząca wolność obywatelską Platforma od 2007 r. uderza w jej podstawy. - Nie daje się tego nie zauważyć. Niestety, Polska należy do krajów, w których aktywność obywateli jest bardzo mała, a władza jeszcze stawia jej tamę - ocenia w rozmowie z „Rz” dr Arkadiusz Radwan, prezes Instytutu Allerhanda, prawnik. - Czynią to partie, które w nazwie mają „obywatelska” i „ludowe”. Ani ze społeczeństwem obywatelskim, ani z ludem ich działania nie mają nic wspólnego - dodaje.

Pozostało 91% artykułu
Społeczeństwo
Morskie Oko. Koń upadł na drodze, woźnica uderzył go w pysk. Jest reakcja ministerstwa
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają Daniela Obajtka jako prezesa Orlenu?
Społeczeństwo
Aktywiści mówią „dość”. Pozwą polskie państwo z powodu cierpienia psów i kotów
Społeczeństwo
Odkrycie w Kossakówce. Znaleziono zeszyty znanej poetki
Społeczeństwo
W Polsce kierowcy wciskają gaz i znów częściej tracą prawa jazdy