Epidemia parytetów szerzy się szybciej niż epidemia wściekłych krów, świńskiej grypy i SARS razem wzięte. Dotarła także do Polski. Feministki przy wsparciu europejskich postępowców przeforsowały już kwoty na sejmowych listach wyborczych. Rządząca Platforma Obywatelska wspiera ich dalsze radykalne żądania. Gabinet Donalda Tuska nie tylko nieoficjalnie wsparł już ideę parytetów dla pań w prywatnych spółkach, ale też wydelegował na Kongres Kobiet kilkoro ministrów i wiceministrów. Podczas spotkania feministek wystąpiła także Anna Komorowska, małżonka prezydenta.

Eksperci ostrzegają, że idea kwot dla kobiet w zarządach prywatnych firm jest niesłychanie niebezpieczna, podkopie bowiem fundamenty zdrowej ekonomii: zasady wolnego rynku i własność prywatną. Właściciel nie będzie już mógł swobodnie decydować, kto ma zarządzać jego firmą.

Zdaniem publicystów, którzy zajęli się kwestią parytetów w nowym „Plusie Minusie”, rzecz nie w tym, by na siłę wprowadzać kwoty. Trzeba zrobić wszystko, by kwoty nie były potrzebne. A jeden sprawny nauczyciel matematyki w Supraślu może uczynić dla kobiet więcej niż cały Kongres Kobiet.