Dziewczyny w recepcji pięciogwiazdkowego hotelu w Londynie dość obcesowo zwracają sobie po polsku uwagę. Nasz język słychać za kontuarami barów i w kuchniach. Potem powiedzą mi, że nadal nie dociera do nich, iż w Wielkiej Brytanii polski jest już językiem miejscowym. Oni czują się tutaj jak w domu.
To właśnie pracownicy z Polski opanowali w Londynie i w innych dużych miastach Zjednoczonego Królestwa obsługę turystów, bary i restauracje. Przechodząc pod rusztowaniami, słyszę mało eleganckie wersje „podaj wapieńko". To już nie tylko legendarny polski hydraulik reprezentuje siłę roboczą z naszego kraju.
W Wielkiej Brytanii pracuje dzisiaj legalnie 800 tysięcy Polaków. Jeśli dojdzie do Brexitu, tylko 400 tys. z nich ma szanse pozostać i uzyskać obywatelstwo – wyliczył Bank of England. Warunkiem otrzymania brytyjskiego paszportu jest pięcioletni staż pracy i regularne płacenie podatków.
Ci, którzy na Wyspach pracują krócej, muszą uważać jeszcze na jeden aspekt. Gdyby po Brexicie nowy premier zrównał prawa wszystkich imigrantów, to chętni do uzyskania prawa pobytu w Wielkiej Brytanii muszą zarabiać 35 tys. funtów rocznie.
Pracowity jak Polak
Przyjechali na Wyspy Brytyjskie, bo zarabiają w przeliczeniu ok. 50 złotych za godzinę. Najniższa płaca w Polsce, a w niektórych regionach i o taką trudno, to czterokrotnie mniej od tego, co bez kłopotu znaleźli w Wielkiej Brytanii. Pracują także w budownictwie, przetwórstwie żywności, bo potrafią to robić. Nawet jeśli uda im się pozostać w Wielkiej Brytanii, to muszą mieć świadomość, że nigdy nie staną się elitą tego kraju.