Gdyby Rosja zdecydowała się na zaatakowanie Polski, utrzymanie przewagi w powietrzu byłoby niezwykle trudne, bo przewaga rosyjska jest wyraźna – uważają autorzy raportu o przyszłości polskich Sił Powietrznych, który został przygotowany przez Fundację im. K. Pułaskiego.
Tylko w skład Zachodniego Okręgu Wojskowego Federacji Rosyjskiej wchodzi ok. 180 samolotów myśliwskich oraz 100 myśliwsko-bombowych. W przypadku konfliktu Polska byłaby w stanie wystawić przeciwko nim 96 samolotów, w tym tylko 48 nowoczesnych maszyn F-16. Według płk. pil. rez. Krystiana Zięcia, byłego dowódcy bazy lotniczej w Łasku, aby utrzymać przewagę powietrzną, powinniśmy posiadać ok. 150 nowoczesnych samolotów bojowych.
Analitycy Fundacji im. K. Pułaskiego uważają, że istnieje kilka możliwości wzmocnienia lotnictwa bojowego. Przewidują stopniowy zakup najbardziej zaawansowanych samolotów myśliwskich Lockheed Martin F35 oraz Eurofinghter Typhoon, które mogłyby zastąpić zmodernizowane niedawno rosyjskie samoloty MiG-29 i Su-22. Jednak w przypadku dalszego pogarszania sytuacji międzynarodowej uważają, że MON powinien rozważyć zakup używanych samolotów F-16.
Autorzy opracowania przekonują też, że Polska powinna kupować samoloty szkoleniowe i stopniowo odchodzić od szkolenia pilotów w USA. Ich zdaniem amerykańskie Siły Powietrzne zainteresowane są w coraz większym stopniu szkoleniem swoich pilotów na nowszych samolotach F-35.
Eksperci wskazują też, że do 2020 r. Polska powinna wybrać nowy samolot bojowy, a do 2030 r. powinien on trafić do Sił Zbrojnych. Problem w tym, że na ten cel nie ma w budżecie żadnych pieniędzy.