Analizą dokumentacji związanej z największym przetargiem na zakup śmigłowców dla wojska (wartego ok. 13 mld zł) zajmuje się specjalny zespół w resorcie obrony narodowej.
Chodzi o postępowanie dotyczące zakupu 50 śmigłowców wielozadaniowych. Oferty złożyły trzy firmy: Sikorsky, PZL-Świdnik oraz francuskie konsorcjum Caracal. Zwyciężyli Francuzi, bo zdaniem urzędników pozostałe oferty nie spełniały warunków przetargu.
Decyzja spowodowała ostre protesty firm Sikorsky i PZL-Świdnik, związków zawodowych oraz ówczesnej opozycji. Przedstawiciele konsorcjum Sikorsky zarzucili MON naruszenie warunków przetargu, czyli zmniejszenie liczby śmigłowców, które resort chciał kupić. Początkowo planował zakupić 70 maszyn, ale stanęło na 50.
Tuż po decyzji MON odbyły się testy wybranych maszyn. Teraz prowadzone są rozmowy na temat pakietu offsetowego, a dopiero po zakończeniu tych negocjacji może zostać podpisana umowa na dostawę śmigłowców.
– Jesteśmy na etapie badania materiałów przetargowych. Po przeprowadzeniu analizy zapadnie decyzja, czy anulować to postępowanie, czy je kontynuować – mówi „Rzeczpospolitej" Bartosz Misiewicz, dyrektor gabinetu politycznego szefa resortu obrony. Na razie nie ujawnia, kiedy takie decyzje mogą zapaść. – Wolą ministra jest, aby stało się to jak najszybciej – dodaje Misiewicz.
Zastrzega też, że w przypadku unieważnienia przetargu i rozpisania nowego każdy z dotychczasowych uczestników postępowania będzie mógł wziąć w nim udział.
– Nowy minister ma prawo, a nawet obowiązek zapoznać się z dokumentacją tego postępowania. Jest tylko pytanie, czy są przesłanki, aby go anulować – mówi nam Czesław Mroczek, były wiceminister obrony odpowiedzialny za to postępowanie, teraz poseł PO.