Czytaj więcej w
najnowszym tygodniku Plus Minus
Zwierzchnicy armii odpowiedzialni za lotnictwo zapewniali, że szkolenie jest na wysokim poziomie. Generał Anatol Czaban zachwalał metodę "pieszo latając", czyli trenowania awaryjnych sytuacji (np. lądowania z płonącym silnikiem) w kabinie samolotu, który stoi na lotnisku.
Dziś wiadomo, że normalnych szkoleń prawie nie było. Na przykład dowódca prezydenckiej tutki nie wykonał w latach 2009 – 2010 ani jednego lotu treningowego. Nie ćwiczył na symulatorach, bo to – jak tłumaczyli po katastrofie generałowie – nie było konieczne. Komisja Millera wskazała, że takie treningi są niezbędne.
Miesiąc po katastrofie Dowództwo Sił Powietrznych oświadczyło, że załoga samolotu posiadała "wszystkie uprawnienia do lotów". Podobnie mówił gen. Czaban. To kolejne kłamstwo – po raporcie Millera okazało się, że z czteroosobowej załogi aktualne uprawnienia miał jedynie technik pokładowy.