Tym bardziej, że MON nie deklaruje jasno, co dalej? Czy rozpisze kolejny przetarg na zakup śmigłowców, czy zmieni priorytety zakupowe.
Osobiście obstawiam, że decyzja w tej sprawie zostanie przeniesiona w czasie – co najmniej do momentu, gdy rząd zakończy prace nad nowym programem modernizacji sił zbrojnych. I wtedy pewnie dostaniemy sygnał, że najważniejszy jest zakup systemów obrony rakietowej (program Wisła) oraz śmigłowców uderzeniowych.
„Dla nas nie jest ważne, jakie śmigłowce dostaniemy, czy francuskie, czy amerykańskie. Ważne, abyśmy mieli na czym latać, a decyzje zapadały szybko” – tak niedawno mówił mi, przewidując finał działań MON i Ministerstwa Rozwoju, wysoki rangą oficer wojska. I ma rację. Teraz armia ma do dyspozycji nie więcej niż 200 śmigłowców (wszystkich, nie tylko ciężkich, transportowych).
Żeby była jasność MON musi mieć dzisiaj świadomość, że swoją decyzją skazuje żołnierzy na konieczności korzystania z przestarzałych maszyn. Uciekając od decyzji osłabia też zdolności obronne państwa polskiego.
Oczywiście można modernizować sprzęt, którym dzisiaj dysponujemy. Ale nie można tego robić w nieskończoność.