Co prawda w Polski Ładzie, sztandarowym dokumencie strategicznym rządu, zdrowie wymienia się jako priorytet, ale przy głębszej lekturze trudno znaleźć na to przekonujące dowody, co zresztą wytknął samorząd lekarski, oceniając to opracowanie. „Zdrowa przyszłość" z kolei to bardziej opis obecnych niedomagań ochrony zdrowia niż koncepcja skutecznej całościowej terapii. Sami autorzy wskazują przy tym na adresata zastrzeżeń, pisząc: „Kluczową rolę w wytyczaniu polityki zdrowotnej w Polsce odgrywa Minister Zdrowia. Posiada on również kompetencje regulacyjne", a więc to do niego skierowana jest uwaga zawarta w tym samym dokumencie: „Dostęp do usług medycznych w Polsce jest dużo bardziej niż w innych krajach uzależniony od sytuacji ekonomicznej pacjenta". Jak więc w praktyce wygląda realizacja deklaracji o tworzeniu – jak to się określa – pacjentocentrycznego systemu ochrony zdrowia?
Bez medyka nie ma leczenia
Polski pacjent coraz bardziej wypychany jest z publicznej opieki zdrowotnej. Kolejki, długi czas oczekiwania zwłaszcza do specjalistów zmusza go do poszukiwania pomocy na rynku komercyjnym. Pacjenci coraz częściej będą podążać za lekarzami, którzy zniechęceni do pracy w publicznym sektorze znajdą zatrudnienie w sektorze komercyjnym albo – co gorsza – będą całkowicie nieosiągalni, gdy zdecydują się na emigrację. W sytuacji, gdy nie mamy masowych ubezpieczeń zdrowotnych, które mogłyby zmniejszać dolegliwości finansowe kosztów leczenia, jesteśmy na prostej drodze do wykluczenia zdrowotnego coraz większej części mieszkańców naszego kraju i pogłębiania nierówności społecznych.
Na tle innych krajów Europy ujętych w Europejskim Konsumenckim Indeksie Zdrowia (EuroHealth Consumer Index) Polska w 2018 r. plasowała się na 32. miejscu spośród 35 krajów ujętych w badaniu i był to spadek w porównaniu z 2017 r. z miejsca siódmego od końca. Wyprzedziliśmy tylko Albanię, Rumunię i Węgry, a tuż przed nami były Cypr, Bułgaria, Litwa i Grecja.
W rankingu oceniane są m.in. czas oczekiwania na wizytę u lekarza rodzinnego czy na operację, czas oczekiwania na chemioterapię, okres przeżywalności pacjentów onkologicznych, ponadto zakres dostępnych usług, prawa pacjenta i dostęp do informacji, a także profilaktyka. Tak niska pozycja na pewno nie jest na miarę potrzeb i aspiracji zarówno pacjentów, jak i medyków, a powinniśmy być przygotowani, że po pandemii pomiary indeksu nie będą lepsze, chociażby ze względu na zaciągnięty dług zdrowotny czy rekordowy wskaźnik zgonów, znacznie przewyższający średnie z ostatnich lat.
Kraje, które wyprzedzają nas w konsumenckiej ocenie jakości (a są to w ścisłej czołówce: Szwajcaria, Niderlandy, Norwegia, Dania, Belgia, a dalej Francja na 11. miejscu, Niemcy na 12. czy najbliższe nam Czechy na miejscu 14.), mają różne rozwiązania systemowe, różne formy finansowania, specyfikę regionalną, kulturową itd. Można jednak dostrzec prawidłowość – wysoka pozycja w rankingu silnie koresponduje z wysokim udziałem wydatków publicznych na zdrowie w PKB i stosunkowo małym udziałem wydatków prywatnych. Dla przykładu, bliskie nam Czechy z 14. pozycją w rankingu przeznaczają na ochronę zdrowia 7,2 proc. PKB i mają 16,6-procentowy udział wydatków prywatnych na zdrowie. Wg ostatniej dostępnej edycji rankingu Polska wydawała na zdrowie 6,4 proc. PKB. Wydatki prywatne stanowiły 31 proc. i były jedne z najwyższych w UE. Przyszłość nie wróży poprawy. Zapewne w kolejnym Europejskim Konsumenckim Rankingu Zdrowia wypadniemy jeszcze gorzej ze względu na spodziewany odpływ kadr do sektora komercyjnego lub emigrację.
Jak rodowe srebra
Polska ma jedną z najmniejszych w Europie liczbę lekarzy oraz pielęgniarek na 1000 osób i grupa ta jest zaawansowana wiekowo, a pamiętać trzeba, że gdy wykruszać się będzie doświadczona kadra medyczna w szpitalach, nie będzie miał kto kształcić następców, co dodatkowo pogłębi problemy kadrowe.