W Polsce problem jest taki, że o ile sama ustawa o dostępie do informacji publicznej została wprowadzona dość szybko, o tyle nie dokonano przy okazji jej wprowadzania przeglądu tajemnic. Cóż to oznacza? Do systemu będącego pozostałością po PRL, gdzie tajemnica była zasadą, a dostęp do informacji wyjątkiem, wprowadzono prawo do informacji publicznej. Powstała zatem sytuacja, w której z jednej strony mamy prawo do informacji, a z drugiej rozmaite, sektorowo wprowadzane tajemnice. Nie został stworzony żaden katalog wartości, które mogłyby ograniczać prawo do informacji.
Jeżeli zaś chodzi o poziom konstytucyjny, to o ile w polskiej konstytucji mamy art. 61, w którym zostało zapisane prawo do informacji, o tyle zasada jawności działania państwa nie została w niej w bezpośredni sposób sformułowana. Oczywiście, jest ona formułowana w doktrynie, ale nie jest to wprost zasada konstytucyjna.
A czy w polskim porządku prawnym możemy wskazać katalog informacji, którymi instytucje państwa – same z siebie – powinny się dzielić z obywatelami, oraz takie dane, które są udostępniane, ale tylko na wniosek, gdy obywatel o nie zapyta?
Wydaje mi się, że to są dwie strony tego samego medalu. Idea państwa demokratycznego, cały trwający od lat 60. XX w. ruch na rzecz jawności dążyły do uznania, że państwo demokratyczne działa jawnie i transparentnie. Oczywiście przy zastrzeżeniu, że pewne aspekty jego działania powinny być jednak objęte tajemnicą. Oznacza to, że obowiązkiem państwa jest zapewnienie transparentności działania władzy. Może to być realizowane za pomocą rozmaitych narzędzi, takich jak prawo uczestniczenia obywatela w posiedzeniach kolegialnych organów państwa (samorządu terytorialnego) czy też obowiązek publikowania określonych danych w Biuletynie Informacji Publicznej. Ta transparentność realizowana jest również przez przyznanie obywatelom prawa do żądania informacji od państwa. Są to zatem zasady połączone.
Czy prawo do informacji może być nadużywane?
Wszystko zależy od sposobu pojmowania tego prawa. Zwolennicy pełnej jawności działań państwa powiedzą, że każde domaganie się informacji publicznej jest słuszną realizacją prawa, nawet jeżeli jest to 50. wniosek tej samej osoby skierowany do tego samego organu w tym samym dniu. Niektórzy powiedzą nawet, że jest to „święto demokracji". Jednocześnie możemy się zastanowić, jak takie „święto demokracji" wpływa na sprawne funkcjonowanie administracji publicznej. Czy w dobrej i słusznej ustawie o dostępie do informacji publicznej nie powinien się znaleźć jakiś wentyl bezpieczeństwa, chroniący administrację publiczną przed wnioskami dezorganizującymi jej funkcjonowanie, utrudniającymi wykonywanie innych zadań publicznych oraz udostępnianie informacji innym obywatelom.