Wspomniał pan o modzie na kodyfikacje. Czy można powiedzieć, że wpadka z liczeniem głosów w wyborach samorządowych to efekt mody na cyfryzację?
To już nie jest nawet moda, tylko swoiste szaleństwo, uwarunkowane wieloma przyczynami, coś w rodzaju pułapki technologicznej, o której pisał Stanisław Lem. Problemy z liczeniem głosów w ostatnich wyborach dobrze to ilustrują. Nikt w PKW nie pomyślał nawet, aby pójść do mediów i powiedzieć, że system elektronicznego liczenia głosów zawiódł. Dlaczego? To również w pewnym stopniu wina mediów, w których natychmiast powiedziano, że panom komputery wysiadły.
Łatwo sobie wyobrazić, co napisano by i powiedziano, gdyby PKW oświadczyła już w poniedziałek, że głosy będą liczone ręcznie. Jak to? W XXI wieku? W środku Europy? A więc zmarnowano pieniądze na system informatyczny! I tak obawa Państwowej Komisji Wyborczej przed kompromitacją doprowadziła do jej jeszcze większej kompromitacji i zagroziła legitymacji ustroju państwowego.
Można było tego uniknąć. Wystarczyło natychmiast, po stwierdzeniu, że system liczenia głosów nie działa, przejść na liczenie ręczne. Taki tryb postępowania dopuszczała przecież uchwała PKW z 4 listopada 2014 r., której właściwie nie zastosowano, zapewne z obawy przed spodziewaną reakcją mediów, często traktujących informację jak towar, skoro głównym standardem jest nakład i oglądalność. Niestety, ostatnie wybory samorządowe, i to wszystko, co się wokół nich działo, w tym sposób, w jaki krytykowano PKW, to niepokojący sygnał.
A może wybory pokazały jedynie słabość Państwowej Komisji Wyborczej w jej obecnym kształcie i potrzebę zmiany tego organu...
Z pewnością PKW potrzebuje zmian, ale powinny one zmierzać w kierunku jej wzmocnienia, np. przez uregulowanie statusu komisji w konstytucji w sposób pozwalający na wydawanie rozporządzeń wykonawczych do kodeksu wyborczego.
Komisja powinna składać się z sędziów. Powoływanie polityków w jej skład to zły pomysł. Rozważyć należy wprowadzenie odpowiednio długiej (np. trwającej dziewięć lat) kadencji tego organu, być może zmienić sposób powoływania członków komisji, przyznając prawo do ich wyboru Sejmowi, działającemu jednak większością 2/3, względnie Sejmowi, Senatowi i prezydentowi – każdemu z tych podmiotów w odniesieniu do 1/3 składu. Aby zapewnić ciągłość funkcjonowania tego organu, można zastosować rozwiązanie polegające na powoływaniu członków komisji na kadencje indywidualne, względnie przyjąć, że co trzy lata powołuje się na dziewięć lat 1/3 członków komisji.
Czy spodziewa się pan, że przyszłoroczne wybory prezydenckie i parlamentarne ujawnią jeszcze jakieś niedociągnięcia kodeksu wyborczego?
Problemów nie da się uniknąć, przede wszystkim nie tyle związanych z kodeksem wyborczym, ile raczej z grą polityczną. Może się zdarzyć, że jakiś kandydat zrezygnuje, bo zostanie do tego zmuszony przez tych, którzy będą do tego zdolni. Jak powszechnie wiadomo, tak przecież już było. Temu kodeks ani żadne inne przepisy nie są w stanie zapobiec.
Będą też inne problemy, ponieważ życie jest zawsze bardziej złożone, niż ustawa przewiduje. Wszelka teoria jest szara, szary jest także kodeks wyborczy.
Jak powiada Goethe, „zielone jest tylko złote drzewo życia".
—rozmawiał Michał Cyrankiewicz
dr Ryszard Piotrowski, Katedra Prawa Konstytucyjnego, Wydział Prawa i Administracji UW