- Podkreślają, że słowa szefa rządu odnosiły się do kwestii praworządności w Polsce, którą zajmuje się Komisja Europejska - podaje Onet.pl.
- Tymczasem jedyne działania potencjalnie przestępcze (nie ma prawomocnego rozstrzygnięcia sądu - przyp. red.), jakie miały miejsce w Krakowie, związane są z dyrektorami z Sądu Apelacyjnego, którzy podlegali pod Ministerstwo Sprawiedliwości.
- Według sędziów, wiązanie tej sytuacji z Sądem Okręgowym - bo na takie pytanie odpowiadał w "GP" premier - jest co najmniej daleko idącym nadużyciem. - To było kłamstwo, a kłamstw na nasz temat akceptować nie zamierzamy - mówi sędzia Żurek.
- Prawo w Polsce funkcjonuje tak, że jeśli ktoś opublikuje rzeczy, które są kłamstwem, a to kłamstwo oczernia inne osoby, to wydawca ma obowiązek opublikować sprostowanie osoby, która poczuła się dotknięta - mówi Onetowi sędzia Waldemar Żurek, jeden z blisko 50 sędziów, którzy pozywają "Gazetę Polską".
- Jeśli dana gazeta czy inne medium tego nie zrobi, musi je do tego zmusić sąd. My nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy skierować sprawę do sądu, bo gazeta dobrowolnie nie chciała zamieścić sprostowania - wyjaśnia. - Zaś jego zamieszczenie było konieczne, bo tego wymaga prawo obywateli do rzetelnej informacji. Brak reakcji z naszej strony mógłby zostać odebrany jako przyzwolenie na kłamstwa premiera - podkreśla. - To na razie pierwszy krok, ale mamy nadzieję, że spowoduje on, że osoby publiczne, na wypowiedzi których wszyscy zwracają uwagę, będą bardziej ważyć słowa. A przede wszystkim, będą mówić prawdę - kwituje sędzia Żurek.