Czy sędziowie zarabiają mało? Jako urzędnik sądowy zatrudniony w kancelarii prezesa sądu muszę przyznać, że moje pobory sędziego rejonowego przedstawiają się całkiem nieźle. Z tej perspektywy nie mogę przyłączyć się do roszczeniowo nastawionych przedstawicieli mojego środowiska. Kiedy jednak umiejscawiam się na pozycji przedstawiciela, jakby nie było władzy w państwie, to zarabiam żenująco nisko. Asystent pierwszego z brzegu ministra zarabia więcej. Również jednak i z tej perspektywy nie mogę poprzeć protestujących, gdyż właśnie godność i prestiż zawodu sędziego nie pozwalają mi prosić o podwyżkę rzędu 200 – 300 złotych albo o podniesienie współczynnika poziomu zasadniczego wynagrodzenia o 0,1 kwoty bazowej. Zresztą nawet gdybym uznał, że lepszy rydz niż nic, to i tak nie zmieni się mój status urzędnika podległego prezesowi, a jako urzędnik zarabiam przecież nieźle.
Tak samo rzecz by się miała, gdyby zostały spełnione postulaty zmiany systemu wynagradzania sędziów, które zapewniłyby mi podwyżkę do 10 tys. złotych miesięcznie. Mój status urzędnika w sądzie nie uległby przecież zmianie. Nadal pracowałbym na strychu przedwojennej kamienicy, nie mając żadnego wpływu na organizację nie tylko sądu, ale i wydziału. W dalszym ciągu praca całego personelu pomocniczego nie byłaby podporządkowana mojej pracy jako sędziego. Nie miałbym również żadnego wpływu na obsadę kadry administracyjnej. Obawiam się, że istotna podwyżka jedynie ugruntowałaby istniejące dzisiaj nieprawidłowości w sądzie.
W czym zatem tkwi problem? W prestiżu zawodu! Protestujący sędziowie powinni wiedzieć, że tak długo, jak nie odbuduje się prestiżu zawodu sędziego, tak długo daleko im będzie – przynajmniej w aspekcie materialnym – do przedstawicieli innych władz w państwie. Można więc powiedzieć będzie prestiż, będzie godne wynagrodzenie. Pod rozwagę zatem poddaję, czy lepiej postulaty formować wokół wynagrodzeń, czy prestiżu, warunków pracy, szczególnie sędziów rejonowych, na których de facto spoczywa ciężar wymiaru sprawiedliwości w Polsce.
Jakie są zatem przeszkody w godnym wynagradzaniu sędziów? Zasadniczo rzecz biorąc są dwie: jedna o charakterze systemowym, druga o politycznej naturze.
Okres transformacji ustrojowej w sądownictwie to wyłącznie dbałość o niezawisłość i niezależność sądownictwa. Nie kwestionując w żadnym wypadku tych starań, należy jednocześnie dostrzec, że zupełnie pominięto kwestie organizacji, zarządzania, sprawności i rzetelności, etyki zawodu, a nawet kompetencji, jeżeli chodzi o nabór do zawodu. W efekcie mamy niesprawnie działające sądownictwo, które permanentnie boryka się z zaległościami, w którym sprawy karne ulegają przedawnieniu karalności, do czego w cywilizowanym państwie w ogóle nie powinno dochodzić, w którym sprawy cywilne i gospodarcze ciągną się latami, a wyegzekwowanie w rozsądnym terminie należności graniczy z cudem. Przecież ten permanentny stan rzeczy ma swoje określone przyczyny, szkoda tylko, że są one skryte głęboko pod żądaniami płacowymi. To naprawdę nie jest dzisiaj najważniejsza bolączka wymiaru sprawiedliwości. Do katalogu wspomnianych powyżej przyczyn zapaści sądownictwa można niewątpliwie zaliczyć: