W wywiadzie udzielonym „Obserwatorowi Finansowemu" Janusz Niemcewicz (były wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego, były wiceminister sprawiedliwości, były adwokat i poseł na Sejm, obecnie członek Państwowej Komisji Wyborczej) przypomina, że od uchwalenia „Prawa o ustroju sądów powszechnych" minęło już ponad 10 lat, a ustawa była nowelizowana ponad 40 razy. – Nie dość, że zmian dokonywano średnio raz na kwartał, to prowadziły one w różne strony, raz tu, raz tam, a potem jeszcze gdzieś indziej... Największą bolączką sądownictwa jest zatem brak koncepcji. Nie pozbyliśmy się sędziów małolatów... – uważa Niemcewicz.

Były wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego żałuje, że w ustawie z 2001 roku odrzucono ówczesną wizję dochodzenia prawników do urzędu sędziego. – Przedtem najpierw były studia, potem aplikacja sędziowska, asesura i wreszcie toga sędziowska. Asesor to nie był jeszcze sędzia, ale już mógł wydawać wyroki. Asesura trwała kilka lat, a sędzią można było zostać po ukończeniu 26 lat. Teraz próg ten wynosi 29 lat, a w naszej propozycji było to 35 lat – zauważa.

Niemcewicz przywołuje, iż w pierwotnej koncepcji sędzia można byłoby zostać wyłącznie po uzyskaniu odpowiedniego doświadczenia w innym, zawodzie prawniczym tzn. w adwokaturze, radcostwie prawnym, prokuraturze, notariacie, prokuratorii generalnej. – Przewidywaliśmy, że minimalny staż w tymże wysokokwalifikowanym zawodzie prawniczym przed ewentualnym mianowaniem na sędziego sądu rejonowego wynosiłby 3 lata, dla potencjalnego sędziego sądu okręgowego 8 lat, a dla sędziego sądu apelacyjnego 10 lat – mówi. W myśl projektowanych rozwiązań doborem kandydatów na sędziów zajmowałaby się Krajowa Rada Sądownictwa.

Proponowane wówczas uregulowania spotykały się z zarzutem niektórych sędziów, że może zabraknąć kandydatów z innych zawodów, którzy chcieliby zostać sędziami. – Co roku odchodzi z czynnego uprawiania zawodu od 50 do 150 sędziów. Nie sądzę, aby wśród dziesiątków tysięcy doświadczonych prawników nie można było znaleźć około setki osób rocznie, nadających się na urząd sędziego – przekonuje Niemcewicz. –  Nieprawdą jest też, że do sądów przechodziliby tylko adwokaci czy radcowie "nieudacznicy". Kandydatów ocenialiby przecież sędziowie, którzy doskonale znają wartość występujących przed nimi prawników – dodaje.