Widok ostatnich obrazów mistrza na wystawie "Późny Tycjan i zmysłowość malarstwa" jest obezwładniający. Trudno wyjść z niewielkiej sali Galerii Accademii w Wenecji, nie obróciwszy się raz jeszcze, by z oddali spojrzeć na monumentalne płótno "Piety" zamykające ekspozycję.
"Pieta" to ostatnie dzieło weneckiego malarza i jeden z najbardziej tajemniczych. Nie wiadomo, czy powstało na zamówienie, czy też z inicjatywy artysty. Obraz uznaje się za "ex voto", lecz nie wykryto, w czyjej intencji. Być może próśb było wiele, a malarz przyjął rolę pośrednika. U stóp bolejącej Madonny widać figurę półnagiego starca w błagalnej pozie. Najnowsze badania potwierdziły, że jest to autoportret Tycjana.
W lewym rogu kompozycji odnajdujemy maleńki obraz wsparty o kamienny posąg, a na nim dwóch mężczyzn modlących się do Matki Boskiej trzymającej na kolanach martwego Chrystusa. Zdjęcia rentgenowskie wykazały, że na tym nietypowym dla owych czasów "obrazie w obrazie" były początkowo trzy figury: Tycjan i dwóch synów. Gdy jeden z nich popadł u ojca w niełaskę, jego postać zamalowano. Modlący prosili z pewnością o ocalenie od zarazy, której kolejna epidemia dziesiątkowała populację Laguny w 1576 roku. W sierpniu prawdopodobnie padł jej ofiarą także Tycjan wraz z synem Orazio. Pogrzeb odbył się pospiesznie, lecz z honorami w Bazylice dei Frari. Tycjan podarować miał "Pietę" tej właśnie świątyni, chcąc sobie zapewnić miejsce pochówku, a być może także epitafium na własnym grobie. Dziś grobowiec Tycjana zdobią marmurowe posągi w stylu Canovy, a "Pieta" należy do najsłynniejszych płócien w zbiorach weneckiej Akademii. Pokazana w kontekście innych schyłkowych dzieł Tycjana, zebranych z muzeów całego świata, jaśnieje na nowo pełnią znaczenia. Punkt największego napięcia w kompozycji "Piety" wyznacza uniesiona dłoń Marii Magdaleny i jej rozchylone w rozpaczy usta. Gdyby wydobył się z nich głos, wenecka wystawa wypełniłaby się muzyką tego ostatniego krzyku.
Szybkie, niby improwizowane pociągnięcia pędzla, nakładane bez widocznego rysunku plamy koloru i subtelny monochromatyzm, w którym najważniejszą barwą jest światło, charakteryzują ostatnie dzieła Tycjana. Vasari nazwał je "malarstwem plam", inni biografowie sugerują, że zniedołężniały, blisko stuletni malarz nakładał farbę palcami.
Bez względu na narzędzie, ten ostatni i ostateczny dotyk artysty decyduje o wszystkim. Wyłania z rozedrganego płótna sylwetki bogów, ludzi, zwierząt, posągów i drzew, ożywiając je w nowej przestrzeni, której jedynym wymiarem jest kolor. Wszelkie anegdoty, metafory i symbolika znaczeń podporządkowane są samemu malarstwu. Rysunek, perspektywa i narracja pozostają bez znaczenia.