Koncepcja bardzo trendy: niepoważny tytuł "Ok! Wyspiański" i równie mało serio prace. Wkomponowane między muzealne eksponaty, rozrzucone na trzech poziomach budynku, w różnych salach. Wszystko po to, żeby wciągnąć widza do zabawy, sprowokować do poszukiwań i porównań.
Nazwiska znane i sprawdzone. A jednak wydaje mi się, że autorzy nie udźwignęli tematu. Nie tyle prowadzą dialog, co żerują na dziełach bohatera. Zgrywają się, parodiują, sięgają po absurd rodem z dadaizmu. Bo to sytuacja wymuszona, przywodząca na pamięć scenę z "Ferdydurke": dlaczego kochamy Stanisława Wyspiańskiego?…
Rok jubileuszowy już został wydłużony o trzy miesiące i potrwa do września. Nie fair wobec kalendarza, niebezpieczne dla dramaturgii wydarzeń.
Na przykład pokaz – rekonstrukcja pogrzebu Wyspiańskiego, który zgodnie z logiką miał zamknąć obchody rocznicowe, został przedłużony na czas "Ok!…". Dookoła "grobu", niewidocznego pod piramidą wieńców i szarf, Jadwiga Sawicka ustawiła 20 "Lampionów" – podświetlonych od wewnątrz trójkątnych form ze zdjęciami kwiatów cmentarnych i powtarzającym się tekstem "myśmy wszystko zapomnieli".
Oprócz Sawickiej w realizacji projektu uczestniczy 13 innych autorów. Poza twórcami młodej i średniej generacji udział biorą w nim… duchy. W kilku miejscach pojawiają się twarze Tadeusza Kantora i Witkacego. Razem z Wyspiańskim tworzą triumwirat wszechstronnych geniuszy – wywrotowców naszej sztuki ostatniego stulecia.