Człowiek-orkiestra, powszechnie lubiany za szarm i dowcip, podziwiany za erudycję oraz przedsiębiorczość. O takich mówiono – przedwojenny. Eryk Lipiński zmarł w 1991 roku. Miał 83 lata. Do końca aktywny, czujny na rzeczywistość. Jak dziś go odbieramy?
Jubileuszowa wystawa w Muzeum Karykatury obejmuje różne dziedziny, którymi się parał – ale bynajmniej nie wszystkie. Nie ma np. scenografii, wspomnieniowych książek, scenicznej działalności (występował w kabaretach, prowadził konferansjerkę). Jest za to ilustracja książkowa, plakat, a przede wszystkim – rysunek prasowy. W podtytule pokazu czytamy „Satyra i humor”. Bo wszystko, co robił, doprawiał żartem. Jednocześnie, rozśmieszanie ludzi traktował zawodowo.
Już w 1935 roku Lipiński, młodziak z fantazją, założył i poprowadził pismo satyryczne „Szpilki”, po wojennej przerwie reaktywowane tuż po wyzwoleniu.
Niestety, szpile sprzed półwiecza dotknęła korozja. Satyra polityczna, to gatunek szczególnie wrażliwy na upływ czasu. Zdewaluował się sposób rysowania Lipińskiego – sztampowy, bez własnego charakteru. Takich karykatur było kiedyś na kopy. Aluzje sprzed półwiecza już nie śmieszą. Odreagowywanie wojny (malec załatwiający fizjologiczną potrzebę do hitlerowskiego hełmu) czy antyimperialistyczna agitka (czołg o „twarzy” Churchila, kierowany przez czołgistę-Eisenhowera z trupią czaszką na rękawie) szyte są zbyt grubymi nićmi.
Na szczęście, Lipiński zmieniał style, nie upierał się przy jednej konwencji. Plastycznie bronią się przypomniane w muzeum cykle: „Kroniki królewskie” (poczet naszych władców w wersji niezbyt poważnej), „Słynni kochankowie” (wśród nich Chopin wygrywający gamy na biuście George Sand) czy „Przysłowia polskie” (bywa przewrotnie – „Od przybytku głowa nie boli” ilustruje baba w ciąży). Ostatni z wymienionych serii powstał w połowie lat 80. i wydaje mi się, że autora zainspirowała brutalna kreska Czeczota.