Pomysł praktycznego wykorzystania dzieł sztuki narodził się w głowie emerytowanego inżyniera lądowego i geologa dr. Robina McInnesa. Wpadł na niego podczas wizyty w londyńskiej Tate Gallery. Jego szczególną uwagę przykuł obraz Williama Dyce'a przedstawiający wybrzeże zatoki Pegwell. Dzieło sprzed 150 lat namalowane zostało z taką precyzją, że śmiało mogłoby być wykorzystane jako dokumentacja prowadzonych wówczas przez uczonego badań.
McInnes zajmował się analizowaniem budowy linii brzegowej Wielkiej Brytanii. A konkretnie tego, jakim zmianom uległa ona pod wpływem działalności natury oraz aktywności człowieka.
Ludzka ekspansja na tych terenach przypadła zwłaszcza na epokę wiktoriańską. Były to jednocześnie czasy rewolucji przemysłowej. W związku z tym zaczął się gwałtowny rozwój nadbrzeżnych metropolii. Wraz z nim zaczął się zmieniać krajobraz.
Mistrzom pędzla udało się jeszcze uchwycić jego dziewicze oblicze. Doktor McInnes przekonuje, że ich praca pomoże lepiej ocenić cechy geologiczne i topograficzne tego terenu. To z kolei przyczyni się do zapobiegnięcia dalszej erozji wybrzeża. – Dobrze jest głębiej przyjrzeć się dziełom, by lepiej zrozumieć, jakie czynniki mogą się kryć u genezy erozji i niestabilności tych obszarów – tłumaczy. Od owej pamiętnej wizyty w muzeum naukowiec zaczął gromadzić obrazy olejne, akwarele i ryciny przedstawiające krajobraz położonej na południu kraju wyspy Wight, na której mieszka, a także całego wybrzeża Hampshire. W sumie udało mu się zebrać ok. 400 prac powstałych w latach 1770 – 1920. Opracował nawet specjalną skalę pomocną w oszacowaniu przydatności obrazu do badań. – Ranking opiera się na czterech – pięciu czynnikach – mówi geolog.
Badania zostały przeprowadzone z pomocą naukowców z Portsmouth University, Urzędu Dóbr Królewskich Crown Estate i Narodowego Muzeum Morskiego.