Od dawna niepokoiło mnie, że groźby i próby wymuszeń siłowych stały się coraz powszechniejsze w uprawianiu polityki. To zjawisko narastało i byłem przekonany, że jeśli państwo zdecydowanie nie zainterweniuje, może dojść do nieszczęścia.
I w końcu doszło do przesilenia, gdy Jarosław Kaczyński próbował zmusić Romana Giertycha do opuszczenia mównicy sejmowej, a gdy to mu się nie udało, zaczął zakłócać jego wystąpienie. Gdy zwolennicy prezesa zorientowali się, że w konfrontacji ze spokojnym Giertychem rozemocjonowany prezes kompromituje się, w sile pięćdziesięciu posłów ruszyli mu z odsieczą, oskarżając Romana Giertycha, że jest „mordercą”. W powietrzu przez chwilę panowała atmosfera linczu.