Czuję się jak w Birmie po zamachu generałów

Znam większość polskich polityków od kilkunastu lat. Z Donaldem Tuskiem przejechałem kiedyś pół Ameryki. Akurat po tej formacji nie spodziewałem się takiego stylu traktowania mediów publicznych. To dla mnie jak historia z horroru – mówi prezes TVP Andrzej Urbański w rozmowie z Piotrem Goćkiem

Aktualizacja: 10.01.2008 06:27 Publikacja: 09.01.2008 18:36

Czuję się jak w Birmie po zamachu generałów

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rz: Zdaniem polityków Platformy telewizja publiczna nigdy nie była tak upolityczniona jak teraz.

To jest taka sama prawda jak informacja, że Eskimosi od rana do nocy zajmują się topieniem lodu. Proszę zwrócić uwagę, że podczas ostatniej kampanii wyborczej stopień upolitycznienia mediów w Polsce w ogóle był niesłychany. Dziennikarze prasowi, radiowi, telewizyjni otwarcie wypowiadali się po którejś stronie sporu. Apelowali, grzmieli, mówili, jak głosować. W telewizji publicznej żaden z dziennikarzy na nic takiego sobie nie pozwolił. I tak pozostanie. Obiecałem moim pracownikom na jednym z pierwszych spotkań, że politycy przestaną nimi sterować. A taka wcześniej była norma, niestety. Był taki czas w TVP – i nie mam tu na myśli ostatniego roku czy dwóch – że do konkretnych dziennikarzy dzwonili konkretni politycy i załatwiali sobie newsy czy inne materiały. To się skończyło.

I podobno powiedział pan kiedyś pracownikom „Wiadomości”, że jak się komuś nie podobają pana standardy, to mogą sobie odejść. I niektórzy odeszli.

Pan połączył dwie różne wypowiedzi. Nie mówiłem, że mają się im podobać „moje standardy”. Doszło wtedy do długiej wymiany zdań na temat, czym jest rzetelne dziennikarstwo. Ja udowadniałem, że nie polega ono na naśladownictwie konkurencji albo czołówek gazet, tylko na samodzielnym porządkowaniu informacji i nadawaniu im pewnej hierarchii. Chodziło o słynny atak na „Wiadomości”. Spotkałem się z dziennikarzami „Wiadomości” po tym, gdy wymusili na swojej szefowej zamieszczenie w serwisie jako pierwszej informacji o kolejnym dniu strajku pielęgniarek przed doniesieniami ze szczytu w Lizbonie. Według mojej hierarchii ważności szczyt w Lizbonie był ważniejszy. Przy innej okazji powiedziałem, że oczywiście w wolnym kraju nie ma żadnego obowiązku pracy w „Wiadomościach”. Proszę tego nie łączyć, bo chodziło o dwie różne sprawy. Nikomu zresztą nie narzucałem swojego zdania w kwestii Lizbony. Wyraziłem własną opinię. Mam do tego prawo.

Platforma obiecywała Polakom wielką rewolucję w mediach: likwidację abonamentu, odpolitycznienie, nowy system finansowania. Ze złożonego w Sejmie projektu zmian w ustawie medialnej wynika tymczasem, że jej główne cele to ubezwłasnowolnienie KRRiT i odwołanie obecnych władz mediów publicznych. Szykuje się pan do odejścia?

Mam wrażenie, że od kilku tygodni żyję w kraju podobnym trochę do Birmy po zamachu generałów. Tam, żeby obywatele nie otrzymywali wiadomości z niezależnych źródeł, władze z dnia na dzień 166-krotnie podniosły opłaty za odbiór telewizji satelitarnej. Nie znam kraju demokratycznego, w którym przywódcy jakiejś partii zajmowaliby się głównie kwestią mediów publicznych w tonie inkwizytorskim – pragnienia natychmiastowego usunięcia władz TVP i PR, by zyskać pełną nad nimi kontrolę.

Nie tylko przywódcy partii. Chodzi o szefa rządu. Donald Tusk wzywa pana do natychmiastowej dymisji.

To dla mnie tym bardziej przykre. Znam większość polskich polityków od kilkunastu lat. Z Donaldem Tuskiem przejechałem kiedyś pół Stanów Zjednoczonych. Widziałem się z nim w zeszłym roku w Atenach na finale Ligi Mistrzów. To było przypadkowe spotkanie, ale bardzo serdeczne. I powiem, że akurat po tej formacji nie spodziewałem się takiego stylu traktowania mediów publicznych. To jest dla mnie historia jak z horroru. Jakbym się nagle obudził w innym kraju.

Czy ta wypowiedź premiera nie jest przyznaniem się do porażki? Tak jakby odkrył, że nie da rady szybko usunąć szefów TVP i Polskiego Radia przez zmiany w ustawie ani przez wprowadzenie komisarza. Więc jedyne, co pozostało politykom PO, to apelowanie do sumienia prezesów: „Panowie, bądźcie tak dobrzy, podajcie się do dymisji!”.

Nie chodzi tylko o ataki na mnie czy prezesa radia Krzysztofa Czabańskiego. Przy okazji obrażane są setki osób w mediach publicznych. Nie tylko dwie bohaterki ostatnich publikacji prasowych, czyli Patrycja Kotecka i Dorota Macieja. Te wszystkie opowieści o PiS-owskich komisarzach, czystkach, cenzurze i prześladowaniach. To niegodne i niezgodne z faktami. Znam szefową „Wiadomości”, panią Macieję, od 20 lat. Pracowała we „Wprost”, współpracowała przy programie Tomasza Lisa... To gdzie ją przerobiono na tego komisarza politycznego? U Lisa? A może i sam Tomasz Lis jest teraz PiS-owskim oficerem, bo wraca na Woronicza? Warto oceniać człowieka, biorąc pod uwagę całe jego życie, a nie tylko wypowiedzi jednego sfrustrowanego reportera zwolnionego z pracy za popis chamstwa i niekompetencji. Będę bronił standardów niezależności w mediach publicznych. Będę bronił ludzi niszczonych w imię doraźnych, politycznych celów.

Jak pan się czuje po wypowiedzi Tomasza Lisa, który, gdy tylko podpisał umowę z TVP, ogłosił, że teraz pokaże, jak się robi niezależną telewizję publiczną. Tak, jakby panu napluł w twarz po dobiciu targu.

Nie odbieram tak tego. Od początku mojej kadencji mówiłem, że chciałbym, żeby w telewizji publicznej pracowali najwybitniejsi polscy publicyści: Monika Olejnik, Tomasz Lis, Bronisław Wildstein, Sławomir Sierakowski i inni. Już wtedy głośno mówiłem, że moim zdaniem Lis robi najlepszy program publicystyczny w Polsce. Na pewno lepszy niż spotkania w TVN panów Morozowskiego i Sekielskiego z nowym premierem Tuskiem i opowieści o cenach groszku i ogórków. Takiego lizusowskiego programu pan Tomasz Lis nie zrobił nigdy w życiu. W telewizji publicznej jest miejsce dla różnych publicystów, bo ich poglądy reprezentują poglądy konkretnych części społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.

To znaczy, że przedstawiciel lewicowej „Krytyki politycznej” Sławomir Sierakowski też dostanie program?

Tak będzie.

Ale ściągając gwiazdy do TVP, naraża się pan na zarzut niegospodarności. Minister skarbu wzywał pana w grudniu i żądał wyjaśnień na temat kontraktów gwiazdorskich. Krytycy telewizji zarzucają wam marnotrawstwo publicznych pieniędzy.

Telewizja publiczna ma dziś w Polsce 47 proc. rynku i to jest jej wielki sukces. Najchętniej oglądane media publiczne w Europie walczą o widza podobnymi metodami co prywatna konkurencja. „Taniec z gwiazdami” to jest produkt BBC, także mnóstwo innych rozrywkowych tego typu formatów to są pomysły stacji publicznych. Mają widzów, mają klasę, mają sympatię reklamodawców. Nie można nam zabierać prawa do udziału w tym wyścigu. Olbrzymia widownia TVP przekłada się przecież na sukcesy w pełnieniu obowiązków misyjnych. Jak w kampanii wyborczej pojawiły się propozycje debat, to na początku wszystkie partie chciały, żeby odbyły się w telewizji komercyjnej. Ale tamte stacje nie zgodziły się na wpuszczenie ich w czasie najwyższej oglądalności. Bały się strat widowni, a przede wszystkim utraty wpływów reklamowych. Ale przecież w ten sposób telewizje komercyjne odmówiły prawa do udziału w debacie publicznej obywatelom, a nie partiom politycznym. Ja się zgodziłem i miałem 8 milionów widzów. Podstawą decyzji była konieczność realizowania misji publicznej, dodatkowym efektem – rekordowa oglądalność i komercyjny sukces.

Tylko że z wyjątkiem Lisa to na razie jest tak, że z TVP gwiazdy odchodzą, a nie do niej przychodzą

Gwiazdy od nas odchodziły, bo nie było kontraktów gwiazdorskich. TVP nie dbała o swoje gwiazdy. Ja o nie dbam, bo telewizja stoi także na ich wizerunku. Ten wizerunek przekłada się na konkretnych widzów, którzy chcą oglądać np. Macieja Orłosia. Ten biznes polega na tym, żeby mieć u siebie Marilyn Monroe. Jak się jej nie ma, to konkurencja ją ma i konkurencja zarabia pieniądze. W tej sprawie moja polityka jest jednoznaczna. Gwiazdy telewizji to kapitał telewizji. Dlatego bardzo walczyłem o to, żeby wrócił pan Tomasz Lis, i dlatego chcę, żeby na wizję wróciła Krystyna Czubówna. Walczyłem o Hurberta Urbańskiego i w ogóle będę walczył o każdą gwiazdę, oprócz takich jak Kuba Wojewódzki który budujący swoje gwiazdorstwo na przekraczaniu pewnych granic, które akurat w telewizji publicznej nie powinny być przekraczane.

Czy powrót Lisa przełoży się na większe wpływy TVP?

Tak. Przy każdej takiej umowie analizujemy tzw. współczynnik opłacalności. I proszę mi wierzyć, że w przypadku Tomasza Lisa jest bardzo wysoki.

Czy to prawda, że w zarządzie TVP za podpisaniem kontraktu z Tomaszem Lisem lobbował pan samotnie, ale wsparł pana Piotr Farfał związany z LPR? I że poparł Lisa w zamian za powołanie na stanowisko pełnomocnika ds. Euro 2008 innego LPR-owca: Radosława Pardy?

Nie wypowiadamy się na temat przebiegu głosowań. Ale daję panu słowo honoru, nie było tu żadnego związku. Pan Parda miał być powołany dużo wcześniej. A pan Farfał był entuzjastą podpisania umowy z Lisem niezależnie od innych okoliczności.

Lis wzmocni publiczną Dwójkę, o której ostatnio dużo się pisało przede wszystkim w kontekście kłopotów z „Panoramą”. Czy już wiadomo, jaki będzie los tego programu? Zniknie z anteny?

„Panorama” zostaje. To jedna z naszych najważniejszych marek informacyjnych. Ale ma kłopoty. Potrzebne są inwestycje sięgające wielu milionów złotych. Zostaną w tym roku przeprowadzone, ale ze względu na procedury, czyli ustawę o zamówieniach publicznych, nie zdążymy przed wakacjami.

Czy to prawda, że Hanna Lis właśnie dlatego nie chciała wrócić do „Panoramy”? Bo sprzęt się sypie?

To prawda. Między innymi. Ale prowadzenie tego programu to wciąż dla niej wielkie wyzwanie, bardzo ją ten pomysł kręci. Wrócimy do tematu.

A jak bardzo „Panoramie” zaszkodziło rzucanie jej po ramówce?

Zaszkodziło.

Czyli rozumiem, że obiecuje pan nie tylko utrzymanie „Panoramy”, ale także jej dofinansowanie?

Kręgosłupem misji w telewizji publicznej są programy informacyjne. One są także kręgosłupem przychodowym, bo proszę pamiętać, że to są wciąż lokomotywy oglądalności. Choćby „Wiadomości” czy „Teleexpress”. Więc „Panorama” na pewno zostanie.

Dużo pan mówi o misji TVP i o walce o widza klasowymi produkcjami. A tymczasem najnowszy serial Agnieszki Holland „Ekipa” to dzieło Polsatu. Podobnie międzynarodowa superprodukcja telewizyjna „Wojna i pokój”. Takimi rzeczami przecież powinna zajmować się telewizja publiczna.

Ja na pewno bym przyjął „Ekipę” do realizacji. Chociaż wtedy byłby to troszeczkę inny film. I myślę, że miałby dużo lepszą oglądalność niż w Polsacie. Ostatnio się zgodziłem, żeby TVP dokończyła inną produkcję pani Holland, zawieszony film o Janosiku. Poprosiłem jednak o pewne zmiany w scenariuszu. Żeby współbohaterem tej opowieści był Polak. A co do „Wojny i pokoju”, to niedawno byłem na spotkaniu z reżyserem tego filmu i przedstawicielami austriackiej telewizji publicznej. Będziemy w koprodukcji z nimi robić film kinowy i serial o odsieczy wiedeńskiej. W ostatnim czasie TVP była współproducentem „Katynia” i wyprodukowała między innymi: film fabularny „Magiczne drzewo”, nagrodzony nagrodą Emmy, „Plac Zbawiciela”, „Pora umierać”, „Sztuczki”, „Ranczo Wilkowyje”, „Jasminum”. W 2006 i 2007 roku współfinansowaliśmy produkcję 46 filmów.

Film o odsieczy wiedeńskiej, czyli projekt, do którego scenariusz napisał Cezary Harasimowicz?

Nie, to jest projekt austriacki. Niestety, oni zaczęli pierwsi, są rozpędzeni, zdjęcia ruszają w lipcu. Podjąłem decyzję, że w to wchodzimy. Ale też negocjowałem, żeby jednym z trzech głównych bohaterów był Polak.

Chce pan powiedzieć, że Austriacy chcieli nakręcić film o odsieczy wiedeńskiej, nie wspominając, że polskie wojska wygrały bitwę z Turkami?

Dokładnie tak było. To miała być opowieść o dzielnych obrońcach Wiednia, w której pojawiał się co prawda Jan III Sobieski, ale do końca nie było wiadomo, skąd i dlaczego.

We „Wprost” Jarosław Kaczyński powiedział tak: Andrzej Urbański ma pełne prawo do wszelkich rozmów, które pozwolą mu utrzymać się w fotelu prezesa telewizji. Z kim pan rozmawia?

Myślę, że to był skrót myślowy. Prezesowi Kaczyńskiemu nie chodziło o mnie osobiście, tylko o obronę telewizji publicznej. Ale moje możliwości są niewielkie. Sejm ma prawo zmienić każdą ustawę. Będę walczył wszakże o to, by nie likwidować abonamentu, żeby nie zmieniać TVP w niszowy kanał finansowany z budżetu dla grupki hobbystów, i przekonywał, że walcząc o widza telewizja publiczna zapewnia sobie możliwość wypełnienia misji. Tyle misji, ile oglądalności.

Podobno jednak z kimś pan rozmawia. Spotkał się pan niedawno z Grzegorzem Schetyną, ministrem spraw wewnętrznych i administracji. O czym panowie rozmawiali?

Z Grzegorzem Schetyną ostatni raz widziałem się przy okazji organizowania debaty Kaczyński – Tusk. O niczym, poza debatą, nie rozmawialiśmy.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości