Radość, jaka wypełnia nasze serca, że prezydent stoi, a nie siedzi, czy – co byłoby absolutnie nie pomyślenia – leży na stanowisku, jest wielka. Ale i zmartwienie niemałe, że głowa państwa polskiego dostraja się do oczekiwań życzliwych jego środowisku ludzi tak szybko. Jak przypomina dzisiejsza „Rzeczpospolita”, artykuł 98 Konstytucji RP mówi: „Wybory do Sejmu i Senatu zarządza Prezydent Rzeczypospolitej nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu, wyznaczając wybory na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu”. Nie na dni wolne od pracy, nie na tydzień, czy kwartał, ale właśnie – na dzień. Przykre, że w gronie prezydenckich doradców nie znalazł się ani jeden Tomasz Nałęcz, który zerknąłby do najważniejszego polskiego aktu prawnego - zanim głos zabrał rzecznik prasowy. Jest jeszcze jeden drobiazg. Drugi dzień wyborów kosztowałby Polskę 50 milionów złotych. Ale kto by się tym przejmował, nie taką forsę się trwoniło.