– W co naprawdę gra Marcin Dubieniecki? – to pytanie coraz częściej zadają sobie w nieoficjalnych rozmowach politycy PiS. Ci z nich, którzy jeszcze pół roku wcześniej chętnie przyznawali się do znajomości z zięciem tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, widząc w tym szansę na zrobienie politycznej kariery, teraz, jeśli w ogóle o tym mówią, to tylko nieoficjalnie. I równie nieoficjalnie dodają, że dla osób ze świata polityki Dubieniecki stał się "trędowaty". Wszystko przez niedawne informacje medialne dotyczące męża Marty Kaczyńskiej.
W środę "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że młody Dubieniecki zarejestrował na siebie spółkę MD Invest Group, która w rzeczywistości należy do skazanego za kierowanie grupą przestępczą Tomasza M. ps. Matucha. Z kolei w piątek TVP Info poinformowała, że Dubieniecki i Robert Draba, szef Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, założyli spółkę z Adamem S. skazanym za wyłudzenie z PFRON ponad 120 tys. zł i ułaskawionym przez Lecha Kaczyńskiego.
Mąż Marty Kaczyńskiej jeszcze do niedawna brylował w mediach, przekonując, że na pewno znajdzie się na liście wyborczej PiS. Te spekulacje ucichły dopiero, gdy Jarosław Kaczyński zdecydowanie, m.in. w wywiadzie dla "Uważam, Rze", wykluczył taką możliwość.
Według politologa dr. Rafała Chwedoruka: – Nigdy nie było poważnych perspektyw, by Dubieniecki zaistniał w polityce. PiS go nie potrzebuje. Jeśli chodzi o pewien symbol mitu smoleńskiego, jest przecież sam Jarosław Kaczyński.
Zdaniem niektórych polityków PiS niedawna deklaracja Kaczyńskiego o niewystawieniu na listach Dubienieckiego rozbroiła tykającą bombę. Jak tłumaczy inny politolog, dr Artur Wołek: – PiS jest przecież partią rodzinną, więc mogło się tak zdarzyć, że gdzieś w terenie lokalni działacze, chcąc się przypodobać Kaczyńskiemu, ogłosiliby, że Dubieniecki znajdzie się na ich liście wyborczej.