Czasy są teraz takie, że łatwo o zagubienie, o chwile wahania, co myśleć o tym czy tamtym. W takich razach zawsze włączam sobie na swój użytek tak zwany test Dziurawego Stefana. Nie jest drogi, nie trzeba go sobie ściągać przez Internet, wystarczy włączyć Tusk Vision Network, on tam zawsze jest. Stefan, znaczy. Kim jest Stefan, łatwo zgadnąć. On tam praktycznie mieszka.
A czemu Dziurawy - otóż, jak pamiętamy, po zamordowaniu Marka Rosiaka i poderżnięciu gardła Pawłowi Kowalskiemu, obu z PiS, przez byłego kapusia SB i jednocześnie byłego członka PO ów zacny członek Prezydium Sejmu dał popis, który go unieśmiertelnił. Wystąpił, niczym nie zaczepiony, nie sprowokowany, nie zachęcony, poza tą swoją nieprzepartą chęcią samokompromitacji, przed wszystkimi możliwymi kamerami TV, wliczając kamery CCTV w zakładach pracy i kamery monitoringu skrzyżowań, i z przejęciem, drżącym głosem poinformował, że czuje w swoich piersiach te 8 kul, które już, już leciały, a których cudem uniknął, jakby mu drugie życie darowano, bo ponoć strażnik widział mordercę tego samego dnia w jego biurze.
Oczywiście, strażnik powiedział, że niczego nie widział i żeby mu dać spokój, prokuratura ogłosiła, że morderca nigdy nie był w biurze Niesiołowskiego, to od początku do końca kłamstwo, no, ale stygmaty, 8 dziur w piersiach już Stefanowi zostały. Czasami świszcze nimi melodyjnie w czasie wywiadów, zwłaszcza, jak się wzbudzi, czyli zawsze. No, cóż, szczęście i łaska boska, że nie wyobraził sobie ten biedny człowiek o nerwach starganych jak stare sznurówki, że jechał razem z Kennedym w Dallas, albo leciał z Sikorskim w Gibraltarze. To by dopiero była ciężka próba dla jego, tak ciężko doświadczanej psychiki!