Test Dziurawego Stefana

Oczywiście, istnieje ryzyko, że oni się kiedyś umówią i pochwalą jakiegoś porządnego gościa, żeby mnie zmylić. Ale aż tacy sprytni nie są

Publikacja: 13.06.2011 08:32

Test Dziurawego Stefana

Foto: W Sieci Opinii

Czasy są teraz takie, że łatwo o zagubienie, o chwile wahania, co myśleć o tym czy tamtym. W takich razach zawsze włączam sobie na swój użytek tak zwany test Dziurawego Stefana. Nie jest drogi, nie trzeba go sobie ściągać przez Internet, wystarczy włączyć Tusk Vision Network, on tam zawsze jest. Stefan, znaczy. Kim jest Stefan, łatwo zgadnąć. On tam praktycznie mieszka.

 

A czemu Dziurawy - otóż, jak pamiętamy, po zamordowaniu Marka Rosiaka i poderżnięciu gardła Pawłowi Kowalskiemu, obu z PiS, przez byłego kapusia SB i jednocześnie byłego członka PO ów zacny członek Prezydium Sejmu dał popis, który go unieśmiertelnił. Wystąpił, niczym nie zaczepiony, nie sprowokowany, nie zachęcony, poza tą swoją nieprzepartą chęcią samokompromitacji,  przed wszystkimi możliwymi kamerami TV, wliczając kamery CCTV w zakładach pracy i kamery monitoringu skrzyżowań, i z przejęciem, drżącym głosem poinformował, że czuje w swoich piersiach te 8 kul, które już, już leciały, a których cudem uniknął, jakby mu drugie życie darowano, bo ponoć strażnik widział mordercę tego samego dnia w jego biurze.

 

Oczywiście, strażnik powiedział, że niczego nie widział i żeby mu dać spokój, prokuratura ogłosiła, że morderca nigdy nie był w biurze Niesiołowskiego, to od początku do końca kłamstwo, no, ale stygmaty, 8 dziur w piersiach już Stefanowi zostały. Czasami świszcze nimi melodyjnie w czasie wywiadów, zwłaszcza, jak się wzbudzi, czyli zawsze. No, cóż, szczęście i łaska boska, że nie wyobraził sobie ten biedny człowiek o nerwach starganych jak stare sznurówki, że jechał razem z Kennedym w Dallas, albo leciał z Sikorskim w Gibraltarze. To by dopiero była ciężka próba dla jego, tak ciężko doświadczanej psychiki!

 

No, ale do rzeczy. Właśnie mamy problem oceny pana Łukasza Kamińskiego, nowego prezesa IPN. Dziurawym Stefkiem zajmujemy się jedynie przy okazji. Nazwisko nowego prezesa pojawiło się dość niespodziewanie i w pierwszej chwili panowała pewna konsternacja, kto zacz. Obie strony patrzały na kandydata i na siebie nawzajem badawczo i podejrzliwie. Od chwili, gdy pan Kamiński wypowiedział się, że publikacja Gontarczyka i Cenckiewicza jak najbardziej powinna się była ukazać, zapanował chwilowy zamęt, po czym wszystko zaczęło się układać zgodnie ze znanym schematem. To znaczy, my zaczęliśmy wiwatować, ze górą Kamiński i że będziemy go bronić, jak niepodległości, hej, kto Polak, na bagnety, zwłaszcza z TAKIM nazwiskiem, POwcy zaś i michnikowcy zaczęli głosić, że Kamiński to pisowska szuja, nic dziwnego, skoro Z TAKIM nazwiskiem, że nie tylko nie powinien być on żadnym prezesem, ale wręcz niepojętym łajdactwem i bezczelnością jest samo jego kandydowanie, ba, samo jego oddychanie i odżywianie się.

 

Wydaje się, tak między nami, że pan Kamiński nie jest ani ich, ani nasz, a po prostu świetnym, solidnym fachowcem i historykiem, a zatem, co tu ukrywać, jest jak najbardziej jednak NASZ, bo prawda jest po naszej stronie. Wystarczy pisać prawdę, by doprowadzić takiego Wałęsę do paroksyzmów wściekłości, bo przecież „pomyślenie jest zbrodnią!”. Niedawno, na przykład rozgrzany sąd nakazał Wyszkowskiemu oficjalnie oświadczyć, że Wałęsa nie był Bolkiem. Może to prowokacja, by skazać Wyszkowskiego następnie za poświadczenie nieprawdy? „Ależ Wysoki Sądzie, przecież Sad kazał!”. „Nie tłumaczcie się głupio wyrokiem, Wyszkowski, jakby Wam kazał Sąd przez okno wyskoczyć, to co, skoczylibyście?”.

 

Zanim wyrobiłem sobie zdanie na temat pana Kamińskiego, zasięgnąłem opinii takich tuzów, jak Dziurawy Stefan, Kutz i Bratkowski. Po prostu czytam, co oni mówią i robię dokładnie na odwrót. I już. Nigdy się nie zawiodłem. Są jak busole a rebour. Antykompasy. Antylatarnie.  Jak nie wiem, kto zacz, to słucham, co mówi Stefan Dziurawiec albo Bratkowski. Jak słyszę, że X to ćwok, cham i załgany pisowski hipokryta, to kciuki same idą mi do góry, bo to znaczy, że X jest człowiekiem nieposzlakowanej uczciwości i licznych zalet. A jak oni kogoś chwalą, to wiadomo, że najlepsze, co można z takim gościem zrobić, to napluć i wyjść bez słowa, bo musi to być straszna szuja. W skali szujowatości od 1 do 10 ma 10, w porywach do 11

 

Jak Bratkowski, niestrudzony wykrywacz faszyzmu, pisze, na przykład, że:

„Nie potrafię zrozumieć, jak w ogóle może kandydować do pozycji szefa IPN ktoś, kto ma za sobą grzechy wyżej opisane, i to w pełnym wymiarze, kto odgrywał w tej jaczejce jedną z ról podmiotowych”, to wiem, że Kamiński to jest super gość!

A jak Bratkowski dodaje, aby mnie jeszcze dodatkowo utwierdzić w tej opinii: „Nie mogą wystarczyć przeprosiny. Tych grzechów nie da się tak zmazać. Autor musi sam sporządzić analizę motywów i treści swych wypowiedzi i elukubracji, jeśli mamy uwierzyć w jego żal za grzechy, przyjąć, że rozumie, co majstrował.”, to wstaję i skanduję KA- MIŃ- SKI, KA- MIŃ- SKI!!!

Oczywiście, istnieje ryzyko, że oni się kiedyś umówią i pochwalą jakiegoś porządnego gościa, żeby mnie zmylić. Ale aż tacy sprytni nie są. Ryzyko jest pomijalnie małe. A poza tym, świst stygmatów Stefana ma wtedy inną tonację. Średnio muzykalne ucho wykryje to bez trudu.

 

Czasy są teraz takie, że łatwo o zagubienie, o chwile wahania, co myśleć o tym czy tamtym. W takich razach zawsze włączam sobie na swój użytek tak zwany test Dziurawego Stefana. Nie jest drogi, nie trzeba go sobie ściągać przez Internet, wystarczy włączyć Tusk Vision Network, on tam zawsze jest. Stefan, znaczy. Kim jest Stefan, łatwo zgadnąć. On tam praktycznie mieszka.

A czemu Dziurawy - otóż, jak pamiętamy, po zamordowaniu Marka Rosiaka i poderżnięciu gardła Pawłowi Kowalskiemu, obu z PiS, przez byłego kapusia SB i jednocześnie byłego członka PO ów zacny członek Prezydium Sejmu dał popis, który go unieśmiertelnił. Wystąpił, niczym nie zaczepiony, nie sprowokowany, nie zachęcony, poza tą swoją nieprzepartą chęcią samokompromitacji,  przed wszystkimi możliwymi kamerami TV, wliczając kamery CCTV w zakładach pracy i kamery monitoringu skrzyżowań, i z przejęciem, drżącym głosem poinformował, że czuje w swoich piersiach te 8 kul, które już, już leciały, a których cudem uniknął, jakby mu drugie życie darowano, bo ponoć strażnik widział mordercę tego samego dnia w jego biurze.

Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku