Publicysta "Faktu" w salonie24.pl pisze o rozłamie w PiS:
Po pierwsze – wygląda na to, że wbrew swoim buńczucznym zapowiedziom ZZ nie wyprowadzi z klubu PiS tylu posłów, żeby utworzyć własny, duży klub. Istnienie klubu zaś jest, jak wiadomo, podstawowym warunkiem niezsunięcia się w polityczny niebyt. Koło poselskie to trochę za mało, zwłaszcza gdy wcześniej zapowiadało się, że przejmie się kilkadziesiąt osób.
Po drugie – Kaczyński może szacować, że długi marsz przed najbliższymi wyborami będzie działał raczej na niekorzyść Ziobry, choć to rachuba trochę ryzykowna. Dłuższy czas może równie dobrze dać oddech, potrzebny na zbudowanie struktur.
Po trzecie – prezes PiS uznał najwyraźniej, że bardziej opłaca mu się jednak pozbyć z partii potencjalnego ogniska zapalnego. Takie podejście jest całkowicie spójne ze strategią, którą zdaje się realizować Jarosław Kaczyński z zadziwiającą konsekwencją: wyciąć w swoim bliskim otoczeniu absolutnie wszystkich, którzy mogliby w jakikolwiek sposób konkurować z nim o już nawet nie przywództwo, ale choćby wyznaczanie strategicznego kursu ugrupowania.
Łukasz Warzecha dodaje:
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, wcale nie uważam, że PiS poradziłby bez Kaczyńskiego lepiej lub że w ogóle by sobie bez niego poradził. To partia zbudowana wokół jednej osoby, człowieka ogromnie charyzmatycznego, inteligentnego i jak mało kto w Polsce – świetnie widzącego wewnętrzne mechanizmy polityki. Bez Kaczyńskiego PiS prawdopodobnie by nie było. Znów jednak muszę przytoczyć stwierdzenie z pamiętnego listu Marka Migalskiego do Jarosława Kaczyńskiego. Migalski w najbardziej lapidarnej formie ujął w nim cały paradoks prezesa: Jarosław Kaczyński jest dla swojej partii największym atutem i zarazem największym obciążeniem.
Warzecha pisze dalej: