Tymczasem były - i jakże daleki od PiS - premier w serwisie se.pl przyznaje:
Podróżując "rządowymi" maszynami, miałem pełne poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałem, że ludzie z pułku specjalnego to elita polskiego lotnictwa. W 2003 roku płk Miłosz uratował nam życie. Siedem lat trwał jego proces, w którym oskarżano go o błąd w sztuce. A potem zaczęły się ciągłe zmiany, zasada "jakoś to będzie" obowiązywała aż do czasu tragedii.
Leszek Miller ocenia:
Ministrowie rządu zachowują się jak zahipnotyzowane ptaki wpatrzone w oczy węża. Dlaczego nie korzystają z raportu komisji Millera? Jedno emocjonalne wystąpienie premiera nie ugasi lontu podpalonego już przez PiS. A jeśli ów lont wysadzi w końcu jakiś ładunek? Gdzie wtedy będą odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa i jego obywateli? Z tych i innych względów rząd powinien oprzeć się histerii i części polityków, i mediów.
A przecież ustalenia komisji Millera są niezbite i obiektywne. Łatwiej uwierzyć w spisek niż przyznać, iż zawiedli ludzie i instytucje państwa odpowiedzialne za przygotowanie tego pamiętnego lotu.