To przypomina skecz z Monty Pythona: Adam Michnik pozwał mnie za stwierdzenie, że zwykł terroryzować przeciwników pozwami sądowymi. Poważnie! Będę musiał pokazać sądowi niedawny raport Obywatelskiej Rady Etyki Mediów o zagrożeniu dla wolności mediów, gdzie procesy wytaczane przez Michnika i Agorę zajęły cały osobny rozdział.
Ziemkiewicz dodaje:
Adam Michnik jest za wolnością słowa tak długo, jak długo jest to wolność sławienia jego osoby, idei, które głosi, i interesów, którym służy. W przypadku gdy ktoś wyrazi opinię w nie godzącą, ucieka się do sądu, by mu założył knebel. A sądy, kompromitując polski wymiar sprawiedliwości, nie odmawiają mu tej przysługi. Ten pozew, jak powiedziałem, uczepiony jest słowa "terroryzować", ale generalnie konstrukcja myślowa jest taka, żeby mnie skazać "za całokształt" na czele z "kretyńską" książką "Michnikowszczyzna". To zresztą swoisty dowód uznania, gdy człowiek tak wpływowy z bezsilności i frustracji prosi sąd, by w końcu uciszył tego faceta, który go krytykuje.
Dziennikarz mówi o konstrukcji pozwu:
To prawdziwe kuriozum. Prawnicy mówią, że jeszcze czegoś takiego nie widzieli. To kilkanaście stron inwektyw pod adresem moim i moich czytelników, w rodzaju: "Ziemkiewicz mądrzy się", "bredzi", pisze "kretynizmy", "podłe nikczemne kłamstwa", jest "pseudopublicystą", "leczącym swoje kompleksy wobec Michnika i innych osób", piszący dla "czytelników z rynsztoka". Pada nawet taka obelga, że jestem "rzekomo wykształcony". Jeszcze nie konsultowałem tego z adwokatem, ale jeśli nie jest to sprzeczne z jakimiś przepisami, zamierzam ten pozew opublikować. Ludzkość na to zasługuje, tym bardziej że charakterystyczny styl i argumentacja pozwalają domniemywać, że jego faktycznym autorem jest sam Michnik, a nie jego prawnik.