Kazimierz Kutz, związany od 2010 roku podobnie jak jego polityczny sojusznik lubi kontrowersyjne wypowiedzi, szczególnie jeśli uderzają w ulubiony cel, czyli mityczną prawicę (chodzi naturalnie o PiS). Dlatego nie dziwi, że były senator i "najwybitniejszy żyjący Ślązak", zabrał głos na temat niesławnego komentarza Ewy Wójciak o papieżu. Co prawda znany reżyser nie nazywa - wzorem Palikota - słów dyrektorki poznańskiego teatru "artystycznym gestem", ale też jest ciekawie. Bo skoro jest okazja do wyśmiania prawicy, to czemu by i tego nie zrobić?
Nasza nadęta prawica zrobiła z tego (wypowiedzi Wójcik - red.) gigantyczny problem, bo nasi katolicy na nic nie czekają tak intensywnie jak na to, że ktoś może ich obrazić. Wszyscy w Polsce bez przerwy się przepraszają. Gdyby papież domagał się przeprosin, to wtedy można by dyskutować. Ale on pewnie by się tylko roześmiał
- powiedział Kutz. I nawet byłbym skłonny się z panem Kazimierzem zgodzić, bo zdecydowanie za łatwo i za często się oburzamy i obrażamy. Zgodziłbym się, gdyby nie to, że nigdy nie nazwał "nadętą" lewicy, oburzającą się równie łatwo i czekająca równie intensywnie na to, by ktoś obrażał homoseksualistów, transseksualistów, czy ateistów. Mechanizm jest dokładnie ten sam. "Homofob", "antysemita", czy "talib" podobnie jak pani Wójciak stawiani są pod pręgierzem, zmuszani do przeprosin i żąda się ich głowy, a przynajmniej stanowiska. Na zmianę się niestety nie zanosi.