Joanna Mucha jest pierwszym ministrem obu rządów Tuska krytykowanym na równi przez opozycję i PO. Głosy jej obrońców są nieliczne i prawie niesłyszalne.
Sygnał do ataku dał Grzegorz Schetyna, wiceprzewodniczący Platformy. To on pierwszy oznajmił w TVN 24, że historia z wydaniem pieniędzy przeznaczonych na promocję siatkówki na dofinansowanie koncertu Madonny i grupy Coldplay jest szokująca i trzeba ją wyjaśnić od a do zet.
– Nie może być zgody na dofinansowanie komercyjnych imprez z państwowych pieniędzy – mówił Schetyna. To samo powtórzył kilka dni później w radiowej Jedynce.
Jeszcze ostrzej o pani minister sportu wypowiedział się Andrzej Halicki, szef mazowieckiej Platformy, kojarzony z frakcją Schetyny.
– Nie ma zgody na nonszalanckie wydawanie pieniędzy publicznych – mówił, dodając, że jeżeli rzeczywiście do tego doszło, to w grę wchodzi osobista odpowiedzialność minister za tę decyzję. W podobnym tonie wypowiadali się też inni politycy z frakcji Schetyny: Rafał Grupiński i Jacek Protasiewicz, choć ten ostatni był najłagodniejszy dla Joanny Muchy.
W poniedziałek do chóru krytyków niespodziewanie dołączył Ireneusz Raś kojarzony z zupełnie inną frakcją PO – z tzw. spółdzielnią Cezarego Grabarczyka. W rozmowie w RMF przyznał, że dofinansowanie komercyjnych koncertów wydaje się bulwersujące, a jeżeli się potwierdzi, to premier z całą pewnością wyciągnie konsekwencje.