Ta msza w Jasienicy była budująca. Przy ołtarzu stanęli ks. Wojciech Lemański, były już proboszcz parafii, i ks. Grzegorz Chojnicki, jej nowy administrator. Księża wspólnie modlili się za jasienickich parafian i swojego biskupa Henryka Hosera. Obyło się bez słownych przepychanek, medialnych oświadczeń. Po prostu zwyczajna niedzielna msza połączona z przekazaniem parafii. Szkoda tylko zdezorientowanych parafian, którzy jeszcze kilka dni temu murem stali za swoim zbuntowanym proboszczem.

Powstaje jednak pytanie, czy nie można było załatwić tej sprawy w taki sposób wcześniej? Można było. Trzeba było jedynie wznieść się ponad swoje ego i jak pisał św. Paweł do Koryntian, lepiej trochę pocierpieć, niż oddać autorytet Kościoła pod osąd pogan. Ksiądz Wojciech Lemański postąpił odwrotnie. Nie da się inaczej zinterpretować jego nieustannych pielgrzymek do lewicowo-liberalnych mediów, którym się wyżalał o swojej wielkiej krzywdzie, a także kilku ostrych oświadczeń. „Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje” – te słowa św. Pawła idealnie pasują do wydarzeń w ostatnich dniach w Jasienicy. Korzyści żadnych nie ma ks. Lemański. Proboszczem już nie jest i pewnie już nie będzie. A dobra z całego zamieszania jak na lekarstwo.

Można było inaczej? Oczywiście. Wystarczyło podporządkować się napomnieniom biskupa i usiłować prowadzić z nim dialog. Trudny, bo przecież, jak twierdzi ksiądz, został przez biskupa obrażony, ale nie niemożliwy. Można zaryzykować tezę, że prędzej czy później obaj duchowni dogadaliby się bez udziału kamer. Ksiądz Lemański nigdzie nie musiałby się wyprowadzać. Także dziś to pojednanie jest możliwe, ale odbywa się w zupełnie innych warunkach. Ksiądz Wojciech wypowiedział bowiem otwarcie posłuszeństwo swojemu biskupowi. Chwała mu za to, że w końcu się zreflektował, przeprosił i podporządkował decyzjom zwierzchnika. Ale z odbudowaniem zaufania będzie bardzo trudno.

Czy ksiądz Wojciech chce, by biskup dał mu kolejną szansę. Nie wiadomo. Poprosił przecież o zmianę decyzji o usunięciu go z parafii. Decyzja należy teraz do biskupa. Wątpliwe, czy będzie korzystna dla ks. Lemańskiego. Choćby dlatego, że ks. Wojciech nie zdecydował się na zamieszkanie w domu księży emerytów, ale przyjął pomoc ze strony swojego przyjaciela ks. Jana. Tajemnicą nie jest, że ks. Jan (emeryt) przed laty po konflikcie z biskupem został usunięty z probostwa w Tłuszczu. Dziś mieszka w tym mieście w swoim prywatnym domu. Teraz będzie mieszkał z innym buntownikiem. Ksiądz Lemański mówi, że obaj będą się modlić. I dobrze. Bo chyba tylko tego teraz potrzeba.