W czasie, kiedy na ulicach Kijowa giną protestujący, a milicjanci brutalnie, bezlitośnie i bez większej dyskryminacji biją i strzelają do ludzi, samo przyjazd do stolicy Ukrainy, by relacjonować te wydarzenia publice jest aktem odwagi, który należy docenić. Jednak działalność niektórych polskich reporterów przekracza granicę odwagi. Co stoi za tą granicą - Bóg raczy wiedzieć. Być może wie to Bartłomiej Maślankiewicz (autor słynnej relacji z 11 listopada), dziennikarz Telewizji Republika, który nie tylko był na miejscu, ale wmieszał się na czoło tłumu, wycofującego się pod ostrzałem milicji i z mikrofonem w dłoni zasypał berkutowców pytaniami - wszystko to bez ochrony, kasku, na dodatek mówiąc tylko po polsku. Patrzcie i podziwiajcie:
Dzięki Bogu, nie został po nim tylko szalik.