Raptowne zmiany w wylewach Nilu już od najdawniejszych czasów stanowiły czynnik prowadzący do poważnych zmian politycznych i niejednokrotnie upadku niezwyciężonych mocarstw. Można powiedzieć, że Nil był swego rodzaju papierkiem lakmusowym, za pomocą którego można było przewidzieć, że na świecie coś będzie się działo. Już 3200 lat przed naszą erą upadek Starego Państwa w Egipcie i Imperium Akkadyjskiego w Mezopotamii współwystąpił ze zmianami w wylewach Nilu.

W tym roku radykalnie wysokie temperatury doprowadziły do dramatycznych susz w Etiopii i śmierci ponad 500 osób w samym Egipcie. W szerszej perspektywie – na terenie całej Afryki Wschodniej ponad 50 000 dzieci czeka w najbliższym czasie pewna śmierć, jeżeli nie otrzymają natychmiastowej pomocy.

Państwa tamtego regionu nie pozostają jednak bierne, jak mogłoby się wydawać, przyjmując tradycyjną perspektywę myślenia o krajach afrykańskich. Rejon dorzecza Nilu – poza nękanym konfliktem zbrojnym Sudanem Południowym – notuje nieprzerwanie od dłuższego czasu wysokie wskaźniki wzrostu gospodarczego. Niekwestionowanym regionalnym liderem wzrostu jest Etiopia, której gospodarka rozwijała się w tempie 9,8% w 2013 roku, 10,3% w 2014 i 8,7% w roku ubiegłym. Nieco niższe wyniki, ale również znacznie wyższe niż państwa europejskie, zanotowały pozostałe kraje dorzecza.

Ekonomia to jednak nie wszystko. Państwa regionu podejmują coraz bardziej zdecydowane wspólne działania mające zabezpieczyć je przed negatywnymi skutkami zmian klimatycznych. Oprócz Rady Ministrów Nilu (Nile-COM) powołana została Inicjatywa Dorzecza Nilu (NBI), które mają na celu szeroko zakrojoną kooperację polityczną oraz współpracę w zakresie zarządzania kryzysowego i hydrologicznego.

Integracja międzynarodowa nie jest domeną wyłącznie europejską, tak samo jak nie jest wyłączną odpowiedzialnością Zachodu ratowanie świata. Coraz więcej regionów podejmuje samodzielną inicjatywę. Pozwala im na to dynamiczny wzrost gospodarczy i demograficzny, a także systematyczne zbrojenia. Chociaż Zachód przejmuje się tym, że 60 bilionerów kontroluje lwią część światowego bogactwa, niedługo sam może przestać rozdawać karty w międzynarodowym pokerze. Nie będzie to jednak skutkiem tego, że poradzi sobie z nierównościami na swoim własnym łonie. Dużo bardziej realnym scenariuszem jest powstanie policentrycznego świata, w którym starzejące się bogate państwa nie będą już koniecznie grały pierwszych skrzypiec. To jednak na razie odległa perspektywa.