Tomasz Terlikowski: Otwarte pytania wciąż bez odpowiedzi

Reportaż Marcina Gutowskiego czy książka Ekke Overbeeka stawiają kropki, tam gdzie powinny być znaki zapytania, a do tego często analizują sprawy bez kontekstu historycznego. Ale pytania jakie zadają wymagają poważnych badań, a nie krzyku i potępień.

Publikacja: 07.03.2023 15:09

Tomasz Terlikowski: Otwarte pytania wciąż bez odpowiedzi

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Lektura „Maxima culpa” czy oglądanie kolejnego odcinka „Bielma” Marcina Gutowskiego nie jest dla kogoś, kto od lat zajmuje się tematem nadużyć seksualnych, przesadnie wstrząsającym doświadczeniem. Większość danych (poza sugestiami odnośnie kard. Adama Sapiehy i kwestią przeniesienia księdza do Austrii) była już wcześniej znana (choćby z publikacji „Rzeczpospolitej”). Czy to znaczy, że oba te dzieła nie mają znaczenia? Nic bardziej błędnego. Mają, bo stawiają niezmiernie istotne pytania (choć moim zdaniem odpowiedzi są nieco przedwczesne), a także pozwalają zweryfikować część z głęboko  zakorzenionych w nas przekonań.

Jednym, i to chyba najważniejszym z nich, było prezentowane także przeze mnie opinia, że Jan Paweł II nie był w stanie zmierzyć się z faktem nadużyć seksualnych w Kościele, bo sam nie zetknął się z nimi w czasie posługi w archidiecezji krakowskiej, albo był przekonany, że były one prowokacją SB. Ujawnienie dokumentów i ich analiza (nawet dziennikarska) pozwalają stwierdzić, że tak nie było. Karol Wojtyła z realnymi i bezdyskusyjnymi sprawami wykorzystania seksualnego dzieci przez księży, spotykał się już w okresie krakowskim. I już wtedy wiedział, że są to sprawy realne, a nie spreparowane przez komunistyczną bezpiekę. Wiemy już także, że część z decyzji dotyczących księży przestępców była spowodowana właśnie chęcią uniknięcia ataków bezpieki, a nie troską o dzieci.

Czytaj więcej

IPN zajmie się pedofilią w Kościele. Zespół historyków ma zbadać archiwa m.in. pod kątem działań SB

To bolesne wnioski, ale trudno o zasadniczo inne. Możemy też powiedzieć - bez ryzyka wielkiego błędu, że - z tego, co wiemy z raportów niemieckich, francuskich, i dochodzeń dziennikarskich w Polsce -  stosunek Karola Wojtyły do takich spraw był analogiczny, jak ogromnej większości biskupów i księży z tamtych czasów. Klerykalizm był na tyle mocny, że troska o „powołanie” i „kapłaństwo” była większa niż troska o dzieci. Nieświadomość szkód, jakie tego rodzaju przestępstwa rodzą w dzieciach i ludziach młodych też nie była bez znaczenia. W ten sposób myśleli niemal wszyscy w Kościele. Karol Wojtyła nie był wyjątkiem. Czy to zaskakuje? Nie. Ale bez wątpienia trzeba jasno powiedzieć, że opowieść o tym, jakoby w tej sprawie papież z Polski wyprzedzał swój czas, jest nie do obronienia. I z tej perspektywy warto też czytać stosunek do tych spraw w trakcie pontyfikatu.

Czy to oznacza, że wszystkie odpowiedzi w tej sprawie już mamy? Z pewnością nie. Aby rzeczywiście zrozumieć, jakie było podejście Karola Wojtyły do tych spraw, na ile było on wspólne z innymi, a na ile - na przykład - bardziej łagodne czy ostrzejsze wobec księży, potrzeba o wiele głębszych badań. Trzeba przebadać działania w tej sprawie wszystkich polskich biskupów w latach 1945-1989, skalę pedofilii i systemowe metody jej tuszowania. To jednak wymagałoby zgody Konferencji Episkopatu Polski, ujawnienia archiwów, a w istocie powołania niezależnej Komisji, która przebadałaby zarówno dokumenty IPN, jak i archiwa kościelne. To dopiero dałoby nam poważne porównanie i pozwoliło formułować dalsze wnioski. Na razie jesteśmy na początku drogi, a nie na końcu.

I na koniec warto zadać pytanie, czy rzeczywiście, a pojawiły się już takie głosy, należy burzyć pomniki Jana Pawła II, albo - to akurat postulat amerykański - dekanonizować go? Oczywiście, że nie. Zasługi  Jana Pawła II dla Polski, dla polskiego Kościoła, dla upadku komunizmu są bezsporne. Nie bylibyśmy w miejscu, w jakim jesteśmy, gdyby nie on i jego działania. I tego nie może zmienić nowa wiedza, którą o nim otrzymujemy.  Gdybyśmy z pomników zdjęli każdego, kto był ślepy na systemowe zło swoich czasów (a pedofilia była takim złem nie tylko, ale także w Kościele), to nie zostałyby żadne pomniki. Ojcowie niepodległości USA byli zwolennikami niewolnictwa, Dmowski był dość paskudnym antysemitą, Piłsudski autokratą itd. Itp. Nikt, by nie został. Umiejętność odróżniania, krytycznego myślenia jest istotnym elementem oceniania rzeczywistości. Histeria moralna w jedną i drugą stronę to nie jest rozwiązaniem jakichkolwiek problemów. Świętość zaś, to już uwaga dla katolików, nie oznacza nieomylności, bezgrzeszności ani braku ulegania myśleniu swojego czasu, a jedynie podążanie za Jezusem. Nieomylny, bezgrzeszny i święty jest tylko jeden Bóg. Jeśli uczy się czegokolwiek innego, to buduje się na piasku.

Lektura „Maxima culpa” czy oglądanie kolejnego odcinka „Bielma” Marcina Gutowskiego nie jest dla kogoś, kto od lat zajmuje się tematem nadużyć seksualnych, przesadnie wstrząsającym doświadczeniem. Większość danych (poza sugestiami odnośnie kard. Adama Sapiehy i kwestią przeniesienia księdza do Austrii) była już wcześniej znana (choćby z publikacji „Rzeczpospolitej”). Czy to znaczy, że oba te dzieła nie mają znaczenia? Nic bardziej błędnego. Mają, bo stawiają niezmiernie istotne pytania (choć moim zdaniem odpowiedzi są nieco przedwczesne), a także pozwalają zweryfikować część z głęboko  zakorzenionych w nas przekonań.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem