Od kilku dni można odnieść ważenie, jakby to Krystyna Janda odpowiadała w Polsce za ochronę zdrowia, a program szczepień przygotowali aktorzy.
– Szczepienia aktorów to incydent. Prawdziwy problem to 60 tys. zgonów w listopadzie – zwrócił uwagę Andrzej Sośnierz, lekarz, poseł PiS, członek Porozumienia i były szef NFZ. O „aktorach, którzy dali się naciągnąć", jak w „Dzienniku Zachodnim" mówił Sośnierz, „gadamy" już prawie tydzień. – Jandę i innych wykorzystałbym do promocji programu szczepień, a nie przez tyle dni trąbił o skandalu.
Poseł PiS dotknął sedna problemu. Spawa znanych osób stała się zasłoną dymną, która przykrywa problemy ze słabo przygotowanym programem szczepień.
Bo choć pod względem liczby zaszczepionych osób Polska jest na trzecim miejscu w Europie, dobrze nie jest. Niektórzy publicyści jakby podjęli grę PiS, kto mocniej i dłużej będzie rzucał kamieniami w aktorów, odwracając uwagę od realnych problemów. Tym bardziej że szybko ucichła sprawa przedstawicieli PiS, którzy również zaszczepili się poza kolejnością (partia ze swoich struktur usunęła tylko jednego starostę).
Do rządzących nie wystosowano listu otwartego, jak do Krystyny Jandy. PiS nie oburzało się też, gdy Przemysław Czarnek po znajomości odwiedził babcię w szpitalu lub gdy Jarosław Kaczyński czekał na wszczepienie endoprotezy krócej niż inni pacjenci, a kule do domu osobiście przywoził mu dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego. Kaczyński i Czarnek nie byli uprzywilejowanymi elitami III RP, ale są nimi aktorzy?