Rektor niczym prezes

Odpowiedzialność władz uczelni nie będzie już rozproszona – mówi przewodniczący Rady Narodowego Kongresu Nauki.

Aktualizacja: 17.09.2017 19:24 Publikacja: 17.09.2017 18:56

Prof. Jarosław Górniak

Prof. Jarosław Górniak

Foto: archiwum prywatne

Rz: Jest pan przewodniczącym Rady Narodowego Kongresu Nauki. Czy martwi się pan tym, jak projekt ustawy 2.0, która ma zastąpić prawo o szkolnictwie wyższym, przyjmie środowisko?

Prof. Jarosław Górniak, socjolog, Uniwersytet Jagielloński: Nie, z naszych debat wynika, że środowisko akademickie oczekuje głębokiej reformy. Zmiany zostały przedyskutowane. Kierunek zmian wyznaczono w dwóch etapach. Pierwszy polegał na wyłonieniu w konkursie trzech zespołów naukowców, którzy przygotowali założenia do projektu ustawy. W drugim skoncentrowaliśmy się na cyklu dziesięciu konferencji i debat z udziałem w sumie około 7 tys. uczonych, doktorantów i studentów. Powstał projekt, który będzie jeszcze podlegał konsultacjom społecznym. Rada Narodowego Kongresu Nauki była w tym procesie ciałem doradczym, na jego forum dyskutowano także rozwiązania dotyczące kluczowych wyzwań. Projektowane zmiany są zgodne z postulatami środowiska formułowanymi w ostatnich latach. Nie oznacza to, że nie będzie opinii krytycznych. Trzeba będzie z nich wyciągać konstruktywne wnioski.

Ale niektóre postulaty środowiska są ze sobą sprzeczne. Np. te dotyczące habilitacji mogą nie wszystkim się podobać.

Podczas debaty z ust wybitnych uczonych padały postulaty zniesienia habilitacji. Słyszałem je też od polskich naukowców, którzy pracują za granicą. W wielu państwach nie ma habilitacji, a nasze wymogi utrudniają powrót na polskie uczelnie.

Z drugiej strony inni naukowcy, również wybitni, argumentują, że nie należy zmieniać roli habilitacji jako kryterium stałego zatrudnienia na uczelni. Powinno się jednak podnieść jej poziom, a niektórzy postulowali też powrót do tradycyjnej formuły kolokwium habilitacyjnego.

Wybrano rozwiązanie, które jest pośrodku. Sytuacja, gdy habilitacja była dla wszystkich obligatoryjna, warunkująca zatrudnienie na uczelni, doprowadziła nie do podwyższenia poziomu nauki, lecz do obniżenia poziomu habilitacji. Uprawnienia do habilitowania ma ponad 500 jednostek.

To chyba zbyt wiele.

Dlatego uprawnienia te będą zastrzeżone dla najlepszych. Zostaną powiązane z posiadaniem przez uczelnię kategorii A lub A+ w danej dyscyplinie naukowej. Chodzi o to, by habilitacja była warunkiem opieki nad doktorantami. Ten, kto ją uzyska, będzie miał otwartą ścieżkę do profesury tytularnej.

Dajemy uczelniom wolną rękę. Będą mogły wprowadzić do statutu wymóg uzyskania habilitacji jako warunek do zajęcia określonej pozycji na tej uczelni. Ale zadecydują o tym władze szkoły wyższej, nie ustawodawca.

Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że propozycje, które przedstawi minister nauki i szkolnictwa wyższego na Narodowym Kongresie Nauki, to projekt. Nie zakładamy, że Kongres będzie „pierwszomajową akademią". To ma być autentyczna debata. Przed nami co najmniej dwumiesięczne konsultacje.

Obecna ustawa była już tyle razy zmieniana, że stała się patchworkiem, którego nie da się naprawić. A i tak nie nadąża za zmieniającymi realiami, na przykład tym, że w wyniku niżu demograficznego spada liczba kandydatów na studia.

W rezultacie na bezpłatne studia dzienne dostają się niemal wszyscy chętni maturzyści. Czy po zmianach będzie większe sito?

Jestem zwolennikiem masowego kształcenia. Studia powinny być dostępne, ale muszą być zróżnicowane. Nie każdy musi studiować na kierunkach o profilu akademickim, a znakomita większość wciąż trafia na tego rodzaju studia. Dobrym rozwiązaniem są studia o profilu praktycznym prowadzone przez państwowe wyższe szkoły zawodowe (PWSZ), ale przecież nie ograniczone do tego rodzaju uczelni. Niektóre PWSZ bardzo dobrze odpowiadają na potrzeby rynku pracy. Jednym z takich przykładów jest uczelnia w Lesznie. Ma zawarte umowy z licznymi, ważnymi w regionie przedsiębiorstwami. Ustala program kształcenia w porozumieniu z nimi, tak by absolwenci znajdowali zatrudnienie. Oczywiście są też takie uczelnie, które kształcą na masową skalę na przykład na kierunkach pedagogicznych bez związku z zapotrzebowaniem rynku pracy.

Chcemy, by w polskim systemie szkolnictwa wyższego działały uczelnie kształcące na bardzo wysokim poziomie akademickim i jednocześnie na szeroką skalę prowadzące zaawansowane badania naukowe: uczelnie badawcze. Nie będą one wskazane przez ustawę, ale zostaną wyłonione w konkursie spośród uczelni o wysokiej jakości naukowej. Władze takiej uczelni badawczej będą podpisywać kontrakt na realizację celów rozwojowych w ciągu sześciu lat. Umowa będzie też przewidywała dodatkowe środki na finansowanie jej działalności.

Liga uczelni badawczych będzie otwarta. Uczelnia w wyniku konkursu będzie mogła dostać się do tej grupy, ale też będzie mogła z niej wypaść. Stanie się tak, jeżeli podczas oceny okresowej lub oceny końcowej okaże się, że nie wywiązała się z zobowiązań. To, ile będzie uczelni badawczych, będzie zależało od tego, na ile stać państwo.

Bez dofinansowania uczelni reforma zmieni niewiele.

Oczywiście. Stosunek nakładów publicznych na naukę w stosunku do PKB jest miernikiem zaangażowania państwa. Niestety, nasze zaangażowanie odbiega od zaangażowania państw, z którymi chcielibyśmy na polu naukowym jechać w jednym peletonie.

W jaki sposób projekt zmierza do poprawienia mobilności kadry naukowej?

Część środowisk było za wprowadzeniem przymusu mobilności i zakazem zatrudniania doktorów na tej uczelni, w której byli wypromowani. Miało to wzbogacić ich doświadczenia, ale też przerwać zależność młodych doktorów od ich promotorów i przyspieszyć ich rozwój naukowy. Ale przecież taki nakaz mobilności, jak argumentują inni, objąłby nie tylko naukowca, ale też jego rodzinę. Nie można tego ignorować. Są również ograniczenia ekonomiczne. Dlatego nie będzie przymusu mobilności, lecz będą zachęty do niej. Oczywiście, będą też programy Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej wspierające mobilność. W ustawie znajdzie się za to wymóg, by osoba, która będzie się ubiegała o tytuł profesora, miała doświadczenie międzynarodowej mobilności – staż podoktorski czy pracę na zagranicznej uczelni.

Czy nowa ustawa wzmocni władzę rektora?

Zdecydowanie tak. Rektor uzyska wyraźnie zdefiniowane kompetencje w zakresie organizacji, zarządzania i finansów uczelni.

Czyli będzie jak prezes spółki?

Na pewno takie porównanie będzie bardziej uzasadnione. Odpowiedzialność nie będzie już rozproszona. Nie można zapominać o senacie, który będzie uchwalał pierwszy statut uczelni i będzie miał istotne kompetencje dotyczące zasad kształcenia i prowadzenia badań naukowych. Pojawi się nowe ciało – rada uczelni, wyłaniana przez senat, ale w większości składająca się z osób niezatrudnionych w danej uczelni, która będzie wskazywała kandydatów na rektora. Rektor będzie wybierany przez senat lub kolegium elektorów spośród tych kandydatów. Rada będzie pełniła też istotne funkcje w zakresie kształtowania strategii uczelni i ogólnego nadzoru. Będzie – to znów tylko pewna analogia – jak rada nadzorcza w spółce.

Wiele emocji budzi pomysł wydłużenia studiów niestacjonarnych.

Dyplom powinien być świadectwem kwalifikacji. Magister, licencjat czy inżynier w danej dyscyplinie powinien mieć określone kompetencje. Skoro dyplomy mają taką informacyjną funkcję, nie może być tak, że studenci studiów dziennych realizują program i zdobywają kompetencje w sposób pełny, a studenci zaoczni nie mają na to szansy ze względu na zbyt małą liczbę godzin zajęć i ich mniejszą efektywność w wyniku stłoczenia w zbyt malej liczbie zjazdów. Pełnowartościowych studiów nie da się zrealizować w trybie weekendowym w tej samej liczbie semestrów.

Czy nie ma obawy, że wydłużenie studiów odstraszy od podnoszenia kwalifikacji?

Jeśli mają to być kwalifikacje takie same jak w przypadku studiów stacjonarnych, to muszą być zdobywane w trybie, który umożliwia ich faktyczne uzyskanie. Skrócenie okresu studiów będzie można osiągnąć przez uznanie kompetencji nabytych w toku rozmaitych form kształcenia i zdobywania wiedzy oraz doświadczenia w pracy.

Ale dwuletnie studia drugiego stopnia dawały szansę na stosunkowo szybkie zdobycie kwalifikacji, które są potrzebne na rynku.

Temu szybkiemu dostosowaniu służą też studia podyplomowe i rozmaite kursy, natomiast tytuł zawodowy magistra nie powinien dzielić się na ten „dzienny" i „zaoczny", lecz naprawdę być jednolity. Ale to tylko jeden wątek. Zapewniam, że projekt ustawy niesie wiele obiecujących i ważnych zmian.

Rz: Jest pan przewodniczącym Rady Narodowego Kongresu Nauki. Czy martwi się pan tym, jak projekt ustawy 2.0, która ma zastąpić prawo o szkolnictwie wyższym, przyjmie środowisko?

Prof. Jarosław Górniak, socjolog, Uniwersytet Jagielloński: Nie, z naszych debat wynika, że środowisko akademickie oczekuje głębokiej reformy. Zmiany zostały przedyskutowane. Kierunek zmian wyznaczono w dwóch etapach. Pierwszy polegał na wyłonieniu w konkursie trzech zespołów naukowców, którzy przygotowali założenia do projektu ustawy. W drugim skoncentrowaliśmy się na cyklu dziesięciu konferencji i debat z udziałem w sumie około 7 tys. uczonych, doktorantów i studentów. Powstał projekt, który będzie jeszcze podlegał konsultacjom społecznym. Rada Narodowego Kongresu Nauki była w tym procesie ciałem doradczym, na jego forum dyskutowano także rozwiązania dotyczące kluczowych wyzwań. Projektowane zmiany są zgodne z postulatami środowiska formułowanymi w ostatnich latach. Nie oznacza to, że nie będzie opinii krytycznych. Trzeba będzie z nich wyciągać konstruktywne wnioski.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Publicystyka
Janusz Lewandowski: Mój własny bilans 20-lecia
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?