Dysydent to brzmi dumnie

Zbigniew Gluza - prezes ośrodka Karta – koordynator i wydawca „Słownika dysydentów”

Aktualizacja: 19.02.2008 04:02 Publikacja: 19.02.2008 02:35

Rz: W wydanym właśnie międzynarodowym „Słowniku dysydentów” z lat 1956 – 1989 pisze pan, że najwięcej problemów sprawiała definicja. Bo dysydent to nie zawód ani szczególny gatunek człowieka. Kim jest dysydent według autorów publikacji?

Zbigniew Gluza: Pojęcie „dysydent” definiujemy w pewnym sensie na nowo, wywodząc je z historii wszystkich ruchów obserwowanych w 24 krajach. Mieliśmy tak wiele wątpliwości, dlatego że opozycja, zmagająca się z systemami totalitarnymi lub dyktatorskimi, miała różny charakter. Właściwie tylko w Polsce stworzyła program i strukturę, mając szanse skutecznego działania politycznego. Zarazem polscy opozycjoniści na słowo „dysydent” często reagowali alergicznie. Wielu z nich nie chciało znaleźć się w słowniku z takim hasłem.

Dlaczego?

Argumentowali, że oni nie są „odstępcami” od wiary komunistycznej. Że zawsze byli przeciw komunizmowi. Szukaliśmy więc dla naszej definicji uniwersalnych znaczeń.

Ilu Polaków jest wsród 353 bohaterów opisanych w „Słowniku”?

58 osób. To był trudny wybór. Wcześniej wydaliśmy słownik biograficzny „Opozycja w PRL” z lat 1956 – 1989, w którym dotąd przedstawiliśmy 400 nazwisk. Pracujemy nad kolejnymi biogramami. O tym, które z nich wejdą do edycji międzynarodowej, zadecydowała rada programowa. Lista z politycznego punktu widzenia miała być neutralna. Znalazły się na niej osoby o szczególnym znaczeniu dla całego ruchu opozycji w Polsce.

W obaleniu systemu komunistycznego ma udział wiele narodów. Czy polski ruch opozycyjny był najsilniejszy?

To były naczynia połączone. Rosyjskich dysydentów jest w „Słowniku” więcej, ale choć dawali świadectwo prawdzie, działali w osamotnieniu. Nie mieli też specjalnego wpływu na większe struktury, a zatem i na polityczne zmiany. Ruch opozycyjny w Polsce był najbardziej zaawansowany organizacyjnie. Tych 58 przedstawionych osób reprezentuje tysiące innych. W tym sensie Polska opozycja była najsilniejsza i miała największe znaczenie dla procesu prowadzącego do załamania systemu, zwłaszcza lat 80.

Za kluczowy uważam rok 1981, kiedy masowa działalność „Solidarności” spowodowała, że ZSRR – mimo zagrożenia peerelowskich struktur władzy – wycofał się z planów interwencji w Polsce. Odtąd system zaczął słabnąć.

Jak długo trwała praca nad słownikiem?

11 lat, odkąd przedstawiciele ruchów opozycyjnych z kilkunastu krajów zebrali się z inicjatywy KARTY w Podkowie Leśnej i postanowili, że pora zbadać i opisać historię oporu, bo nikt nie zrobi tego lepiej niż oni sami. Nie jest to historia napisana przez dawne służby specjalne, ale utrwalona w pamięci społecznej tych środowisk, które potrafiły sprzeciwić się konformizmowi.

Rz: W wydanym właśnie międzynarodowym „Słowniku dysydentów” z lat 1956 – 1989 pisze pan, że najwięcej problemów sprawiała definicja. Bo dysydent to nie zawód ani szczególny gatunek człowieka. Kim jest dysydent według autorów publikacji?

Zbigniew Gluza: Pojęcie „dysydent” definiujemy w pewnym sensie na nowo, wywodząc je z historii wszystkich ruchów obserwowanych w 24 krajach. Mieliśmy tak wiele wątpliwości, dlatego że opozycja, zmagająca się z systemami totalitarnymi lub dyktatorskimi, miała różny charakter. Właściwie tylko w Polsce stworzyła program i strukturę, mając szanse skutecznego działania politycznego. Zarazem polscy opozycjoniści na słowo „dysydent” często reagowali alergicznie. Wielu z nich nie chciało znaleźć się w słowniku z takim hasłem.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości