Wspominają 2752 osoby, które wówczas zginęły. Każde nazwisko jest wyczytane na głos, a po zmierzchu w górę strzelają słupy światła.
Wspominając zamordowanych przez al Kaidę, Amerykanie w tym roku znów zobaczą, jak strasznie – wbrew obietnicom nowojorskich polityków – ślimaczy się budowa kompleksu wieżowców, które miały powstać na miejscu WTC i w symboliczny sposób upamiętnić tragedię z 2001 r.
Zgodnie z ogłoszonymi sześć lat temu planami na zgliszczach bliźniaczych wież miały wyrosnąć cztery nowe drapacze chmur górujące nad Nowym Jorkiem, które zostały tak zaprojektowane, by przypominać pochodnię Statui Wolności. Najwyższy z nich – tak zwana Freedom Tower (Wieża Wolności) – miał mieć dokładnie 1776 stóp wysokości. To symboliczna liczba, bo w 1776 roku przyjęto Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Budowa kompleksu z parkiem i pomnikiem upamiętniającym zabitych powinna się zakończyć na przełomie lat 2012/2013. Jak jednak zauważyła agencja Associated Press, widać już dziś, że realizacja planu może zająć jeszcze nie parę lat, ale kilka dziesięcioleci – o ile w ogóle koncepcja ta zostanie zrealizowana w całości. Wszystko przez kłopoty związane z finansowaniem inwestycji i komplikacje prawne.
Z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez Uniwersytet Quinnipiac wynika, że aż 25 procent nowojorczyków jest zawstydzonych tak wolnym tempem budowy. Dwie trzecie mieszkańców jest zaś przekonanych, że żadna część kompleksu nie będzie gotowa nawet na dziesiątą rocznicę zamachu. Wygląda więc na to, że wielka dziura będzie jeszcze długo szokować nowojorczyków i ich gości.