Teksty Rafała Ziemkiewicza zebrane w jego najnowszym tomie pisane były do Internetu: na strony Salonu24, Interii.pl, Niezaleznej.pl oraz w blogu „Rzeczpospolitej”.
Z założenia miały być błyskawicznym komentarzem do spraw bieżących.
Nie ma nic bardziej nieświeżego od nieaktualnego „felietonu doraźnego”, więc pomysł pakowania ich do książki może wydać się karkołomny. Ale czytane dziś teksty nagle okazują się fascynującą kroniką zapasów w kisielu skrzyżowanych z pojedynkiem na sztachety i grudki nawozu – czyli polityki polskiej A.D. 2007 – 2009. Dożyliśmy bowiem czasów, kiedy w poważnych stacjach telewizyjnych o palmę pierwszeństwa walczą przyniesiony do studia świński ryj z wymyślaniem politycznemu przeciwnikowi od 13-letniej dziewczynki złamanej na gestapo. Nic więc dziwnego, że felietoniści musieli wziąć się za bary z rzeczywistością.
Ziemkiewicza warto czytać dla stylu, złośliwości, celnej pointy – po prostu warto czytać. Ale oprócz tego jego teksty sprzed roku czy dwóch lat demaskują także dzisiejszą dwulicowość polityków i kulturkampfowców postępu. Bo twarze w różnych szemranych dilach i polemikach się zmieniają, ale mechanizmy obciachu i manipulacji pozostają takie same. W czasach, kiedy poeci zmienili się w tekściarzy pop-songów, a autorytety moralne w politycznych pałkarzy, ostał nam się jeno felietonista.
I to on pamięta.