Polskie reakcje na sprawę tarczy rakietowej przypominają mi czasem zachowania osoby o skrajnie niestabilnej kondycji psychicznej. Z dnia na dzień polskie media, a za nimi politycy, potrafią przejść od stanu załamania i rozczarowania do pełnego nadziei uniesienia. Tak było w ostatnich kilku tygodniach, gdy najpierw ogłoszono śmierć tarczy, a potem jej cudowne i niespodziewane zmartwychwstanie.
Tymczasem projekt tarczy w Polsce ani nie umarł, ani się nie odrodził – on po prostu nadal istnieje wyłącznie na papierze i pozostanie na nim, teraz w zmienionej nieco formule, co najmniej przez najbliższe sześć lat.
[srodtytul]Kolejna fala „tarczoentuzjazmu”[/srodtytul]
Dzień po ogłoszeniu decyzji Waszyngtonu o zmianie planów zastępca sekretarza stanu ds. Europy Philip Gordon mówił na łamach „Rzeczpospolitej”, że zamiast wcześniej proponowanych silosów USA zaoferują Polsce bazy zmodyfikowanych ruchomych wyrzutni SM-3 – po 2015 roku. Informacja ta utonęła jednak w zalewie kasandrycznych wieści o końcu polsko-amerykańskiego sojuszu.
[wyimek]Amerykanie podjęli zmasowaną akcję piarowską, której efektem jest zalew doniesień o „nowej grze o tarczę”[/wyimek]