Jeśli powie coś o postawie obywatelskiej, oznaczać to ma, że ci, którzy na niego nie głosują, są jej pozbawieni; jeśli odwoła się do patriotyzmu, to jeszcze gorzej itd. Ostatnio Kaczyński dzieli Polaków milczeniem.
Od trzech lat koronnym dowodem na namiętność szefa PiS do dzielenia Polaków jest jego wypowiedź o tych, którzy "stoją tam, gdzie ZOMO". To zdanie jest świadectwem jego niecnych intencji w każdej sprawie. Zwłaszcza jeśli przed sobą ma partię miłości.
A oto wypowiedź szefa sztabu Bronisława Komorowskiego Sławomira Nowaka z 11 maja tego roku. "My na pewno będziemy wzywali przede wszystkim nasz elektorat do tego, aby poszedł na wybory, bo już widać, jakie szykują się zagrożenia. Że elektorat taki skrajnie prawicowy, taki uwiedziony tymi wszystkimi emocjami, czy niesiony tymi emocjami, a jednocześnie elektorat, który wspiera formacje polityczne, które wypowiadają się za taką Polską zamkniętą, ksenofobiczną, nienowoczesną, może pójść na te wybory i to w dużej ilości".
Polityk PO uznaje więc, że największym zagrożeniem jest mobilizacja polityczna dużej grupy Polaków, w wyniku której mogą oni wziąć udział w wyborach. Niewłaściwi ludzie o niewłaściwych poglądach mogą zagłosować na konkurenta PO i zmienić wynik wyborów. Oburzające!
Tych niewłaściwych ludzi Donald Tusk określał kiedyś jako moherową Polskę. To, oczywiście, nie było dzieleniem Polaków i nikt tego nie będzie wypominać premierowi. To było po prostu dowcipne ujęcie oczywistości, że na konkurencję Platformy głosują gorsi ludzie: starsi, biedniejsi, religijni, z mniejszych miast i pewnie niżej wykształceni. A tacy mają siedzieć w kruchcie, a nie uczestniczyć w wyborach.