Zmieniają się przede wszystkim oceny ludzi. Taki Stefan Niesiołowski raz może być oszołomem, a raz na tych oszołomów młotem. W tej ostatniej roli występuje on ostatnio nader często, ale bycie młotem nie wyczerpuje talentów tego uroczego starszego pana. By wyczuć mądrość etapu – czy Niesiołowski to europejski demokrata, czy kołtun i tłuk – do tego właśnie potrzebne jest zrozumienie mądrości etapu.
Inny przykład: gdy Antoni Macierewicz zatrudniał w wojskowych służbach byłych harcerzy, załamywano ręce nad niebezpieczeństwem, jakim jest wpuszczenie do wywiadu wyrośniętych kolesiów w krótkich gaciach i z finkami w zębach, a i śmiechu było co nie miara. A teraz? "Brodaty harcmistrz, nowy minister u Sikorskiego" – donosi z aprobatą gazeta, która wówczas na dźwięk słowa harcerz dostawała wysypu chochlików. Ale druh to już inny i broda inna, liberalna bardziej, europejska.
Jeszcze nie tak dawno dywagacje o półżywym prezydencie były jak najbardziej na miejscu. Nie mógł się on też uskarżać, gdy nazywano go kartoflem, kurduplem, psychopatą czy dewiantem psychicznym, bo zaraz legion językoznawców udowadniał, że nie szkodzi to majestatowi głowy państwa. Dziś mówienie "pan Komorowski" jest, zdaniem Sławomira Rybickiego, "haniebne". Hipokryzja? Skądże, ot, etyk poselski Rybicki szybciej od normalnego człowieka chwycił mądrość etapu.
Jej niezrozumienie sprowadza liczne kłopoty. Taka minister Radziszewska, która nie tylko tego nie pojmuje, zrobiła pewnemu gejowi coming out. Postępowe media zatrzęsły się z oburzenia. A że jeszcze siedem lat temu sami geje apelowali "Niech nas zobaczą"? No ale przecież nie mówili tego do Radziszewskiej!
Tym, którzy mądrość etapu łapią w lot i którzy na tym najwięcej zyskują, wypada tylko napomknąć, że owa mądrość to broń obosieczna. I zdziwi się kiedyś pan Rybicki, gdy wyczyta w gazecie, że jego wymyta, pachnąca europejska formacja to – cytując Kelusa – zgniła konserwa.