A mnie Roman Ludwiczuk ujął. Nie tym, że klnie bardziej ode mnie, co samo w sobie jest sztuką. Nawet nie tym, że obiecuje tydzień w ciepłym kraju albo posadę wicestarosty – swoją drogą interlokutor senatora imć Lonek powinien poczuć się dotknięty, że tak nisko go cenią – ale swoją mocą sprawczą. Jest bowiem w tych taśmach taki fragment, jak to pan senator wku… y tymi ch… z urzędu, tak to mniej więcej szło, sam rozkazuje wałbrzyskim piaskarkom, by jechały. I jadą! Mojżesz, proszę ja państwa, normalnie Mojżesz!

Dlaczegóż więc Donald Tusk tak się na Romana Ludwiczuka zdenerwował? Można powiedzieć, że takie ma usposobienie. Co jakiś czas dowiadujemy się przecież, że wściekł się na Misiaka, Chlebowskiego i połowę Platformy Obywatelskiej, ministra od autostrad, wicepremiera Pawlaka, na kolegów z boiska, którzy źle piłkę podają i pudłują z pięciu metrów.

Źli ludzie twierdzą, że to nerwy na pokaz, że piarowska sztuczka, ściema inaczej mówiąc. A jak nie – mówią złośliwcy – to znaczy, że Tusk nie panuje nad rządem, partią i wreszcie nad piłką, więc powinien sobie z tym wszystkim dać spokój. A ja się upieram, że jest inaczej. Może sobie jakieś tam WikiLeaks twierdzić, że to Putin jest samcem alfa, ale ja wierzę Grzegorzowi Schetynie, który w tej roli obsadził Tuska. Jakże więc ktoś taki może znieść Ludwiczuka?

Zapamiętajcie sobie, Ludwiczuk, że samiec alfa jest w tej partii jeden. I posłuchajcie kolegi Halickiego zapewniającego, iż tym Mojżeszem jest premier. Zrozumcie więc, że obiecywać zielone wyspy i cuda na kiju to on, nie wy. A może wtedy wam wybaczy i do partii wrócić pozwoli.