Czy Polaków z początku XXI wieku dotknęło znane chińskie przekleństwo o życiu w ciekawych czasach?
Jeśli wziąć na bok kwestie katastrofy smoleńskiej, to czasy mamy normalno–trudne, nic szczególnego. Europa miała już swój wiek złoty, ale myśmy nie mogli w nim uczestniczyć. Na zachodzie lata 50., 60., część 70., były wspaniałe i bezpieczne. Dziś tak nie jest. Nastał czas niepewności, co do stanu świata. Zarówno równowaga sił na świecie, jak i stan demokracji są pod znakiem zapytania. Choć nie uważam, że sytuacja jest dramatyczna czy kryzysowa. Narzekanie, że mamy kryzys, jest śmieszne – bo kryzys jest zawsze.
Jakie będą losy demokracji?
W skali cywilizacji zachodniej w ostatnich dwóch dekadach zostały silnie podważone podstawy demokracji – czyli idea reprezentacji. Tracimy poczucie, że nasi przedstawiciele są naszymi przedstawicielami. To nie tylko polskie poczucie, ale powszechne. Świat się skomplikował i pewne decyzje, które wymagałaby akceptacji demokratycznej są na tyle trudne, że trudno oczekiwać by większość społeczeństwa je zrozumiała. Nawet Obama stwierdził – co zostało źle odebrane w Ameryce, ale w gruncie rzeczy jest prawdziwe – że trzeba decyzje podejmować w oparciu o racjonalne przesłanki, wiedze ekspertów, itd. a jednocześnie nie można ufać, że społeczeństwo przestraszone np. kryzysem, racjonalnie je zrozumie. I tu jest poważny problem. W różnych krajach w różnym nasileniu jest problem generalny: więcej czy mniej demokracji. Na to są bardzo wyraźne i rozbieżne poglądy. Choćby takie, jakie wyraża znany amerykański publicysta Fereed Zakaria, który w gruncie rzeczy mówi, że ludziom trzeba zostawić maksymalnie dużo indywidualnej swobody i maksymalnie mało demokratycznej możliwości.
Absolutyzm oświecony?